Od lat trwa dyskusja o sensowności powstań. Jak jednak ocenić je z perspektywy biblijnej? Jakie z niej płyną wnioski dla współczesnych Polaków?
Bóg przedstawiony w Biblii jest Panem historii. On daje powodzenie wojnom i on dopuszcza do klęsk. On określa czas i obszar funkcjonowania państw i narodów:
Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, Dz. Ap. 17:26
Jeśli więc tak jest, a nasz naród trwa przy Bogu, to skąd nasze klęski i likwidacja państwa? Rozumiał tę zależność najsławniejszy katolicki kaznodzieja, ksiądz i jezuita, autor kazań sejmowych z końca XVI wieku, Piotr Skarga. Tak to wyjaśnił elicie politycznej I RP:
„(…) Przezacni Panowie, stójcie mocno przy jednej katolickiej wierze, która jednego Boga w Trójcy i jednego Chrystusa ukazuje; a królestwo wasze i Rzeczpospolita wasza stać będzie. A jeśli się do innych obcych wiar i do innych Chrystusów fałszywych i próżnych, które heretycy przynoszą, udacie: i wy, i król wasz, i z królestwem waszym poginiecie.(…)” Kazanie piąte: „Jako katolicka wiara policyj i królestw szczęśliwie dochowywa, a heretyctwo je obala”, rok 1597.
Ks. Skarga wyraził się bardzo jasno, co warto docenić (szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy powszechnymi cechami religijnych wypowiedzi są zawiłość, brak sensu i możliwość różnego rozumienia). Gdy nasze państwo było u szczytu potęgi, gdy znaczna część szlachty i magnatów wyznawała protestantyzm, a katolicy byli w Senacie w mniejszości, gdy panowała u nas tolerancja religijna, a elita wzbiła się na wyżyny rozumu i ducha, jak tego dowodzi Konfederacja Warszawska (akt pełnego równouprawnienia szlachty, niezależnie od wyznania w prawie publicznym i prywatnym), ks. Skarga wzywa do odwrócenia tych zmian, by ocalić państwo. Ewentualny upadek królestwa wiąże sztywno z wiarą w niekatolickich, fałszywych Chrystusów i pójściem za heretyckimi „obcymi wiarami”.
Jak wiemy, Zygmunt III Waza poszedł za radą jezuity i poprowadził państwo w kierunku umocnienia religii katolickiej – przestał respektować postanowienia Konfederacji Warszawskiej i z impetem nasilił kontrreformację. Apogeum jego katolickości było odrzucenie propozycji trwałego zhołdowania Rosji poprzez koronację na cara jego syna Władysława w obrządku prawosławnym (w wyniku tego zamiast dynastii Zygmuntowiczów na tronie Rosji zasiadła dynastia Romanowów z wszelkimi tego dla Polaków konsekwencjami…). Jego syn, sam będąc jezuitą i kardynałem, posunął rekatolizację Polski jeszcze dalej – 6 kwietnia 1654 roku król Jan Kazimierz podpisuje dekret nakazujący wygnanie z Rzeczypospolitej wszystkich cudzoziemców-innowierców. W następnym roku nie było już państwa polskiego…
Rzeczpospolita odeszła od polityki tolerancji, poszanowania wolności religijnej i otwartości na obcych przybyszów prześladowanych w swojej ojczyźnie. Czy upadek państwa otworzył oczy króla i elity (Bóg dał taką szansę – Szwedów dość szybko pokonano)? Czy powrócono do fundamentów RP? Czy zrozumiano, jakie były skutki dominacji katolicyzmu i dyskryminacji innych wyznań? Król jako lekarstwo na nieszczęścia, jakie przyniosła dla RP kontrreformacja, zaaplikował… jeszcze więcej katolicyzmu! Złożył śluby lwowskie, ogłaszając Maryję Królową Polski i skazał arian na banicję lub przejście na katolicyzm. Jego niechlubne panowanie kończy się smutnym akcentem – w roku 1668 uchwalono prawo, by odstępstwo od katolicyzmu karać śmiercią.
Wróćmy do alternatywy ks. Skargi. Pójście za fałszywymi Chrystusami miało niechybnie sprowadzić na państwo zagładę. Pod Wazami Rzeczpospolita poszła za katolickim Chrystusem i gdzie wylądowała? Państwo konało jeszcze w konwulsjach przez ponad sto lat – było to przecież największe powierzchniowo królestwo ówczesnej Europy – ale skończyło rozebrane pomiędzy sąsiadów.
Nasi przodkowie nie mogli się z tym pogodzić i kilkakrotnie zrywali się do powstań. Ale znów, im bardziej były one katolickie, tym większą ponosiły klęskę i bardziej niszczyły dorobek I RP. W tym porządku Powstanie Styczniowe było wręcz wzorcowo katolickie. Nie licząc symboliki, w znacznej mierze opierało się na konspirującym duchowieństwie, dwóch zakonników kanonizował Jan Paweł II, a naczelnik Romuald Traugutt jest kolejnym kandydatem na katolickie ołtarze (za ks. T. Isakowiczem–Zaleskim, GP). A jednak było najbardziej dotkliwe dla narodu, a najmniej dla zaborcy (konkurencją może tu być tylko Powstanie Warszawskie).
Nie ma wielu narodów, które z takim uporem, zapamiętaniem i bohaterstwem graniczącym z szaleństwem podejmowałyby walkę o odzyskanie wolność. Nie ma też narodu bardziej doświadczonego klęskami i tragediami. Jedyne podobieństwo znajduję w losach Żydów przed Chrystusem, którzy na przestrzeni kilkuset lat wzniecali kolejne, krwawo tłumione powstania przeciw coraz to nowym okupantom. Apostoł Paweł, gorliwy patriota, tak oceniał ich postawę wobec Boga:
Daję im bowiem świadectwo, że mają gorliwość dla Boga, ale gorliwość nierozsądną; bo nie znając usprawiedliwienia, które pochodzi od Boga, a własne usiłując ustanowić, nie podporządkowali się usprawiedliwieniu Bożemu. Rzym. 10:2-3
Warto pochylić się nad tą diagnozą. Dlaczego nasza niezwykła gorliwość i poświęcenie dla Ojczyzny nie mają Bożego błogosławieństwa? Nasi przodkowie odpowiedzieli sobie na to bluźnierczą koncepcją mesjanistyczną – Polska Chrystusem narodów. Nasze klęski i cierpienia uznali za dowód szczególnej Bożej miłości i wybrania. Może jednak warto pójść za tokiem rozumowania ks. Skargi – nasi przodkowie pod koniec XVI wieku, dokonując zwrotu ku katolickiej kontrreformacji, poszli za „fałszywym Chrystusem” i stracili królestwo.
W tej perspektywie jawi się prosta droga do jego odzyskania – musimy na poziomie wizji państwa wrócić do ideałów Złotego Wieku, a na poziomie indywidualnym zwrócić się do prawdziwego Chrystusa – Chrystusa objawionego w Biblii, który złożył raz na zawsze jedną, doskonałą Ofiarę za wszystkie nasze grzechy, który nie potrzebuje żadnych pośredników ani rytuałów na drodze do naszych serc, który całkowicie za darmo daje nam życie wieczne, któremu każdy z nas świadomie i osobiście musi otworzyć drzwi swego serca, jeśli chce spędzić z nim resztę życia tu na ziemi i wieczność w niebie (por. Hebr. 10: 1-18, 1 Tym. 2:5, Kol. 2:20-23, Obj. 3:20, Efez. 2:8-9, 1 Jan. 5:11-13).

Jeśli Pan domu nie zbuduje, Próżno trudzą się ci, którzy go budują, Jeśli Pan nie strzeże miasta, Daremnie czuwa stróż. Ps. 127:1

Pastor Paweł Chojecki

iPP nr 101-102 grudzień-styczeń 2013

Poprzedni artykułKTO SIĘ URODZIŁ, MUSI UMRZEĆ
Następny artykułPożyteczni idioci w kościołach. Nauczanie pastora Pawła Chojeckiego 18.11.2018