Od drugiej połowy zeszłego wieku datuje się dziwnie gwałtowny rozwój organizacji parakościelnych. Cóż to takiego? Otóż są to twory przypominające ogólnoświatowe denominacje – mają centralne (ogólnoświatowe) przywództwo, przywództwa krajowe i lokalne wspólnoty członków do złudzenia przypominające kościoły (zbory). W tych wspólnotach funkcjonują duchowi przywódcy, istnieje regularność spotkań wszystkich członków celem budowania swej wiary i chwalenia Boga, sprawowana jest opieka duszpasterska (szczególnie w małych grupach) i prowadzi się działalność ewangelizacyjną na zewnątrz. Czego zatem brakuje? Zrezygnowano z chrześcijańskich znaków pozostawionych przez Jezusa – chrztu oraz Wieczerzy Pańskiej. Dlaczego nie postawiono kropki nad „i”? Dlaczego nawet tego zabroniono? (Znam taki przypadek z obozu Campus Crusade for Christ – w Polsce zarejestrowanego jako Ruch Nowego Życia: gdy grupa nowonarodzonych osób poprosiła o chrzest przebywającego tam z wykładami pastora, ten zgodził się ochoczo, ale spotkał się ze sprzeciwem władz Ruchu). Powód jest prosty – organizacje te chcą wnikać do wszystkich kościołów podających się za chrześcijańskie (obecnie działają nawet w prawosławnej cerkwi!), by pozyskiwać tam nowych członków. Określając się jako kościoły, nie mieliby takiej możliwości. Dla porządku dodam, że organizacje te nie wyciągają formalnie swoich członków z poprzednich kościołów. Wręcz przeciwnie, zmiana kościoła, nawet jeśli jest on tak odstępczy, jak katolicki czy prawosławny, jest bardzo źle widziana. Ci ludzie mają pozostawać w swych konfesjach z dwu powodów: po pierwsze, żeby uwiarygodniać cel organizacji parakościelnej – pomoc kościołom, a po drugie, żeby pozyskiwać najaktywniejszych (szczególnie młodych) członków kościołów do swojej organizacji.

Doskonale znam od środka funkcjonowanie tego typu organizacji, ponieważ z wielkim przekonaniem i zaangażowaniem dość długo działałem w Ruchu Nowego Życia w Krakowie, a później w katolickiej agendzie tej organizacji, lubelskim Duszpasterstwie Akademickim Ruchu Światło-Życie. Dlatego też mogę zaświadczyć, że członkowie tych ruchów to ludzie bardzo gorliwi i często szczerze kochający Jezusa. Można by użyć słów apostoła Pawła do ich oceny:
Daję im bowiem świadectwo, że mają gorliwość dla Boga, ale gorliwość nierozsądną;
Rzym. 10:2

Na czym polega błąd tych organizacji? Tkwi w samym założeniu – ich twórcy, obserwując otaczające ich kościoły (w USA), doszli do przekonania, że nie podołają one zadaniu szybkiej ewangelizacji świata. Doszli do przekonania (lub „otrzymali wizję” jak Bill Bright, założyciel Campus Crusade for Christ), że uda się to zrobić lepszą metodą – metodą postępu geometrycznego zwanego czynieniem uczniów. Polega ona na schemacie choinki (lub reakcji łańcuchowej). Przypuśćmy, że zaczynając tę pracę, znajduję dwóch uczniów, szkolę ich przez rok, a oni w tym czasie pozyskują kolejnych dwu uczniów każdy. Jest nas już siedmiu. W następnym roku każdy z czterech nowych adeptów piramidy pozyskuje dalszych dwu uczniów. Można obliczyć, że po 33 latach liczba zaangażowanych w ten proces przekroczyłaby 8 miliardów.

Sn = a1 (1 – qn)/(1-q); podstawiając mamy: S33 = 1 (1 – 233)/(1-2) = 8 589 934 591

Od założenia Campus Crusade minęło już 56 lat. Podobny cel i metodę realizuje od wielu lat także kilka innych organizacji (np. Nawigatorzy), działają też na tym polu kościoły, a jednak liczba chrześcijan w świecie rośnie bardzo powoli. Plan duchowej piramidy po prostu się nie sprawdził (podobnie zresztą jak w Amway).

Jezus dał jasny plan zdobycia świata:
A Jezus przystąpiwszy, rzekł do nich te słowa: Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi.
Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata.
Mat. 28:18-20

Tak, rzeczywiście, powiedział o czynieniu uczniów, ale czy miał na myśli duchową piramidę, która przyśniła się Billowi Brightowi? Sprawdźmy, jak zastosował to polecenie najbardziej znany misjonarz:
Zwiastując dobrą nowinę także temu miastu, pozyskali wielu uczniów i zawrócili do Listry, Ikonium i Antiochii, utwierdzając dusze uczniów i zachęcając, aby trwali w wierze, i mówiąc, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego.
A gdy przez wkładanie rąk wyznaczyli im w każdym zborze starszych, wśród modlitw i postów poruczyli ich Panu, w którego uwierzyli.
Dz.Ap. 14:21-23

Wyrażenia w obydwu omawianych tekstach w języku greckim to to samo słowo: matheteuo. Apostoł Paweł przez czynienie uczniów rozumiał pozyskanie niewierzących dla Jezusa poprzez ogłoszenie im ewangelii o darmowym zbawieniu. Dalej ci nowi wierzący/ uczniowie mieli być budowani w wierze.

Proszę zwrócić uwagę, w jakim kontekście odbywało się to wedle metody apostoła Pawła/Jezusa: „W każdym zborze” – to lokalna wspólnota wierzących zwana kościołem (staropolskie zbór) jest Bożym miejscem dla wzrostu uczniów, to zakładanie nowych kościołów jest metodą ewangelizacji objawioną przez Boga. Powtarzam: KOŚCIOŁÓW, a nie PARAKOSCIOŁÓW. Przedrostek „para” oznacza „niby” lub „nie” (w wyrazach złożonych człon „para-” oznacza (częściowe lub całkowite) zaprzeczenie tego, co określone jest członem dalszym (np. paramedycyna) – wikipedia.pl). Pamiętajmy, para- robi wielką różnicę…

Magazyn ipp nr 34 maj 2007

Poprzedni artykułPapiestwo na emeryturze?
Następny artykułPatriotyzm – z ojczyzną jak z rodziną?