Magazyn iPP nr 75, październik 2010

We wrześniu Prezes PiS wystosował do przywódców Zachodu przejmujący list o rosyjskim zagrożeniu. Czy to było wołanie na puszczy?

Nie doszło do instalacji elementów projektu tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Za to pojawia się coraz więcej sygnałów, że maleje zaangażowanie Ameryki w Europie. To źle dla obu stron. Niestety, sytuacja ta ma miejsce, podczas gdy neoimperialna polityka zagraniczna Moskwy nie budzi kontrreakcji ze strony największych politycznych rozgrywających w Europie i Ameryce. Zacieśnianie bilateralnej współpracy największych państw europejskich z Rosją, podyktowane względami ekonomicznymi, niesie ze sobą poważne konsekwencje polityczne i zmniejsza znaczenie Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński, 29 września 2010 r.

Dla kontrastu szef polityki zagranicznej z ramienia PO-PSL Radosław Sikorski zorganizował odprawę polskich ambasadorów przed ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem – wydarzenie, którego precedensy można odnaleźć tylko w czasach Układu Warszawskiego. Prawie jednocześnie gazeta Michnika opublikowała zarys planów polityki zagranicznej Rosji. Czytając ten dokument, czułem się podobnie, jak przy lekturze niektórych rozdziałów Księgi Apokalipsy. Oto wybrane fragmenty z moimi uwagami w nawiasach:

Rywalizując o wpływy w strefie naszego sąsiedztwa – w krajach zachodniej części postsowieckiej Wspólnoty Państw Niepodległych – nie tyle pomagaliśmy im rozwijać się, ale raczej wstawialiśmy sobie nawzajem kij w szprychy. Pojawiali się różni Juszczenkowie, z powodu których najpierw wyli Rosjanie, a potem także Europejczycy (…) (Łaskawie zaoszczędzono nam wymienienia z nazwiska naszych „różnych”, którym już palimy znicze…)

Nikomu nie ustępując, w końcu uznaliśmy zbrodnię katyńską i zachowaliśmy się naprawdę wielkodusznie wobec Polski i jej bólu. (Charoszij Wielikij Brat…)

A oto wizjonerska perspektywa Nowego Wspaniałego Świata:
W ciągu ostatniego półrocza wielu europejskich polityków i intelektualistów opowiedziało się za szybkim zbliżeniem z Rosją (Ładne określenie dla bandy sterowanych z Kremla agentów i pożytecznych idiotów zwanych dla niepoznaki „autorytetami” – nierzadko w sutannach). Bez zrozumienia wspólnego interesu i bez długofalowych wspólnych celów strategicznych nie pokonamy dryfu i nie unikniemy dalszej marginalizacji w świecie. Wielkie 500 lat Europy odejdzie w cień, a ton światu będą nadawać Stany Zjednoczone i Chiny (USA wrogiem Europy! Warto przypomnieć, że to dzięki nim nie udały się plany Rosji i Niemiec realizowane w dwóch wojnach światowych. To się nazywa dialektyka! Co ciekawe, tzw. strategia lizbońska też kierowała UE na konflikt z USA. Jak potężna jest rosyjska agentura…). Może to nie jest wielkie nieszczęście, ale taki dwubiegunowy świat będzie skrajnie niestabilny. Trójkąt: USA – Chiny – zjednoczona Europa może uczynić go bardziej stabilnym. (Tu natrafiamy na kluczowe pytanie: Czy USA godzą się na ten nowy podział świata, czy też chcą zachować Europę u swojego boku?)

Dlatego Rosja i Europa powinny dążyć do stworzenia wspólnego Związku Europy i do włączania do niego państw, które dotąd jeszcze nie określiły swej orientacji: Turcji, Ukrainy, Kazachstanu itp. (Polska w rosyjskich rozważaniach strategicznych już nie jest traktowana podmiotowo. „Różni” już nie przeszkadzają…) Trzeba dążyć do Związku, a nie do biurokratycznych form partnerstwa, choćby strategicznego. (Otóż to! Rosja ma wspaniałe doświadczenia w kreowaniu pozorów demokracji i dobrowolnej współpracy państw. Wystarczy przypomnieć, że republiki sowieckie miały stale zagwarantowane konstytucyjne prawo wyjścia z CCCP, a PRL była niezależnym państwem. A więc będzie się to nazywało Związek Państw Europy, a władzę będzie sprawował wiadomo kto. Żadne tam biurokratyczne gierki. Od czego mamy GRU!) Nie będzie łatwo, ale gra jest warta świeczki (Powiedziałbym raczej, używając terminologii biblijnej, ogarka…).

Związek Europejski – podobnie jak UE – może zostać stworzony mocą jednego dużego traktatu oraz czterech umów regulujących główne sfery współpracy (…). I wreszcie – być może najważniejsze – utworzenie wspólnej przestrzeni humanitarnej, kulturalnej i edukacyjnej (…). (Racja, to najważniejsze. Jak pouczył nas Bronisław Geremek, naszym celem jest teraz stworzenie nowego człowieka europejskiego. Bez tej zmiany świadomości na poziomie jednostki żadne projekty ponadnarodowe nie przetrwają kilkudziesięciu lat.) Taka perspektywa będzie wymagała dążenia do budowy podobnych instytucji politycznych oraz jednakowego szacunku dla praw człowieka. (Tu bezspornie Rosja ma wiele do zaoferowania Europie. Zachodnim pożytecznym idiotom sztuczna szczęka wypadnie, jak zobaczą swoje prawa w nowym Związku.) Ale jak pokazuje doświadczenie UE, unifikacji kultur nie będzie. Będzie za to wzrastać ich przenikanie. Być może trzeba będzie bardziej tolerancyjnie odnieść się do demonstracji gejów, ale zmniejszą się za to możliwości, żebyśmy mogli zachowywać się po świńsku. (I od razu mamy receptę, jak zniszczyć kulturę narodów Europy. Gej to wspaniały wynalazek sił postępu! Dodam, że jeśli pozwolimy władzy zabronić nam zachowywać się po świńsku, to pozwolimy jej również zabronić nam zachowywać się po anielsku…)

Nie bacząc na ewidentny idealizm i trudność realizacji idei Związku Europy, uważam tę ideę za niezbędną i realistyczną. Jako rosyjski Europejczyk wierzę w wielkie wartości europejskie – w racjonalność i rozum. (Taaak. Skąd znamy tę piękną melodię? Czy nie towarzyszyły jej czasem czysto i metalicznie brzmiące odgłosy gilotyny?)

Warto przypomnieć tu bój o preambułę konstytucji UE, by nie znalazło się w niej określenie chrześcijański ani odniesienie do Boga. Zamiast tego mieliśmy: „…INSPIROWANI kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy (…) ze świadomością odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń i naszej Planety”. Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej 16.12.2004.
Symetria działań przygotowawczych i ideologicznych po obydwu stronach Bugu skłania do przyjęcia za potwierdzoną tezę Włodzimierza Bukowskiego, że Związek Socjalistycznych Republik Eurazji zrodził się w głowach „ruskich szachistów” jeszcze w połowie zeszłego wieku. W planie diabelskim istniał dużo wcześniej…

Czy koniec Polski jest więc już nieodwołalnie postanowiony? Niekoniecznie. Sam Karaganow jasno pisze o miękkim podbrzuszu tego planu:

Problemem jest to, że rządząca Rosją elita ciągle nie chce takiej modernizacji, która by wymagała rezygnacji z masowej korupcji i stosunkowo spokojnego życia po długich latach wyrzeczeń i chaosu. Na szczęście rosyjska nowa inteligencja zaczęła wreszcie się budzić i żądać zmian, przede wszystkim rezygnacji z kapitalizmu stagnacyjno-korupcyjnego z dużym udziałem państwa, który wykształcił się w naszym kraju, a jest coraz mniej konkurencyjny zarówno w gospodarce, jak i sferze wojskowo-technicznej (Oczywiście ekipa PO-PSL robi wiele, by ten zabójczy dla państwa stan utrzymać w Polsce). (…) Napisałem już tu sporo gorzkich rzeczy pod adresem mojej ojczyzny. Ta będzie ostatnia: jeśli tendencje antymodernizacyjne w Rosji utrzymają się jeszcze kilka lat, nie będziemy w stanie pozwolić sobie na rolę samodzielnego gracza pierwszej klasy. I jeśli nie zjednoczymy naszych wysiłków z Europą, w sposób nieunikniony będziemy dryfować ku roli surowcowego dodatku do Chin. Wyborcza.pl

Dwa lata temu pytałem na naszych łamach o plany niemieckie: „Dlaczego tak się spieszą?”. Oto tamte wnioski:
Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, dlaczego kanclerz Nowej Rzeszy A. Merkel wyznaczyła tak krótki czas kacykom państewek Unii na zakończenie przejściowego bezhołowia spowodowanego traktatem nicejskim. Do końca 2009 r. wszystkie kraiki mają przyjąć eurokonstytucję (dla niepoznaki zwaną traktatem reformującym) – taki rozkaz nadszedł w zeszłym roku z Berlina.

Niewielu też ludzi zdaje sobie sprawę z tego, dlaczego w 1939r. tak się spieszyło Hitlerowi, że nie mógł czekać na wysiłki dyplomacji i piątej kolumny, ale musiał pilnie anektować kolejne państwo.

Okazuje się, że w wypadkach odległych od siebie o równe siedemdziesiąt lat chodzi o to samo – o pieniądze! Beztroskie harce socjalne kanclerza Rzeszy (tani samochód dla każdej rodziny, płatny urlop i bezpłatne wczasy dla każdego robotnika itp.) plus oczywiście zbrojenia zagroziły państwu bankructwem. Trzeba było kogoś wchłonąć – niestety padło na nas …

(…) Po militarnej klęsce Niemcy bardzo szybko pozbierały się gospodarczo dzięki mądremu przywódcy, Ludwikowi Erhardowi, który wbrew Amerykanom wprowadził wolność gospodarczą. To dało potężny impuls demograficzny, który niebawem (w 2010 roku) zaowocuje… narastającą falą emerytów, powojennych „babyboomerów”. Dzisiejsze Niemcy od lat siedemdziesiątych (czyli od czasu wejścia na poważnie na tzw. trzecią drogę – niemieckiego kapitalizmu z ludzką twarzą) mają ujemne wskaźniki przyrostu ludności. Po czterdziestu latach nie ma już żadnych realnych szans na odbudowę populacji potrzebnej do utrzymania milionów powojennych emerytów. Dziś w systemie emerytalnym Niemiec 700 miliardów euro finansuje się nie z pieniędzy zgromadzonych przez dzisiejszych emerytów, ale z 40% podatku od płac (za The Financial Times). Starych gwałtownie przybywa i jeszcze przybędzie, a młodych ubywa. Niemcy, kiedyś zamożne, dziś zmierzają ku socjalnej katastrofie – 13% społeczeństwa żyje w biedzie, a ponad jedna czwarta korzysta z pomocy społecznej; pomiędzy rokiem 2002 a 2005 średnia płaca spadła o prawie 5%; na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat o ponad 8% wzrosła liczba osób mało zarabiających („Raport rządowy na temat ubóstwa i zamożności”, minister pracy Olaf Scholz, Onet.pl).

Cóż więc począć?? Odejść od socjalnych ideałów Adolfa nie można, bo co powiedzą wyborcy, podatki już i tak zahamowały wzrost gospodarczy i nie można ich dalej podnosić. Pozostaje więc… kolejny podbój. I tym sposobem dzieci i wnuki obrońców Poczty Gdańskiej i Westerplatte dołożą się do emerytur leciwych najeźdźców i ich potomków. I to właśnie jest sprawiedliwość dziejowa w europejskim wydaniu.” iPP, nr 46, maj 2008

Okazuje się jednak, że groźba szybkiego bankructwa (Karaganow: „jeszcze kilka lat”) wisi również nad imperium carów. Stąd trzeba było w trybie pilnym usunąć wszelkie przeszkody („różni Juszczenkowie”) do nowych Sowietów – tym razem bez miejsca ucieczki. Nie łudźmy się, że plany Kremla obejmują swym zasięgiem coś mniejszego niż kulę ziemską…

Bój w sensie taktycznym idzie więc o czas. Czy dopnie się wystarczająco szybko klamrę żelaznego ucisku Eurazji? Obecne wybory samorządowe mogłyby być przegrane przez PO, a w perspektywie są już parlamentarne. Powrót ekipy, która nie rozumie „dziejowych konieczności”, stał się nad wyraz realny. Sięgnięto więc do terroru. Na Łodzi się z pewnością nie skończy – co było, niestety, oczywiste po Smoleńsku…

Redaktor Tomasz Sakiewicz polecił współpracownikom wykupienie polis na życie:
Kilka tygodni temu zarządziłem, że wszyscy dziennikarze „GP” mają zostać ubezpieczeni na życie. Nie chodziło mi o to, że przybyło nam korespondentów wojennych, ani też nie o to, że częściej zaczęliśmy latać samolotami.

Widziałem rosnącą agresję i przejawy linczu ze strony głównych mediów wobec nas, osób o prawicowych poglądach, a przede wszystkim tych, którzy mieli odwagę podważać rosyjską wersję w sprawie Smoleńska. Niezalezna.pl 19.10.2010

Proponuję rozwiązanie pewniejsze. Zgadzam się, że realnie grozi nam śmierć z ręki „euroazjatyckich ludzi rozumnych”. Oczywiście troska o materialne zabezpieczenie swoich bliskich jest jak najbardziej uzasadniona. Warto jednak mieć także miejsce „po drugiej stronie”:

W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli. I dokąd Ja idę, wiecie, i drogę znacie. Jan. 14:2-4

Czy potrafisz z całą pewnością powiedzieć za Jezusem: „dokąd Ty poszedłeś, wiem, i drogę znam”? Jeśli nie, to zanim odwiedzisz agenta ubezpieczeniowego, otwórz Nowy Testament i gorliwie szukaj odpowiedzi w tej najważniejszej kwestii.

Realne szanse
Wróćmy jednak do ziemskiej geopolityki. Prezes Kaczyński zdaje sobie jasno sprawę, że sami nie powstrzymamy nowych odmian Ribbentropa i Mołotowa. Jedyna szansa w Jankesach. Jeśli nie są jeszcze umoczeni w spisek Nowego Wspaniałego Świata, to ich interwencja może pomóc opóźnić powstanie euroazjatyckiego Sojuza, prowadząc Rosję i Niemcy do gospodarczego bankructwa. Czy są na to jakieś realne szanse? Jarosław Kaczyński twierdzi: „Nadzieja jest niewielka, ale próbujmy jednak zmieniać Polskę”. (Sejm RP 21.10.2010.)

Ciekawe wieści dochodzą też z amerykańskiego podwórka. Oto Robert Kagan, jeden z najbardziej znanych i wpływowych neokonserwatystów, w artykule „America: Once engaged, now ready to lead” (The Washington Post z 1 października br.) obwieszcza, że USA z roli zaangażowania w politykę międzynarodową przechodzą znowu do fazy przewodzenia jej. Powołuje się między innymi na wizytę w Polsce sekretarz stanu USA Hilary Clinton , która skrytykowała państwa autorytarne (wymieniając z nazwy Chiny, Rosję i Egipt) za „powolne tłamszenie społeczeństwa obywatelskiego i ludzkiego ducha”. Tak kończy swój tekst:

W tych okolicznościach starzy demokratyczni sojusznicy w Azji i Europie jawią się jako lepsze oparcie dla polityki USA. Demokracja wydaje się lepszą niż autorytaryzm odpowiedzią na wiele światowych wyzwań, podobnie jak amerykańskie przywództwo to lepsza opcja niż dogadywanie się z autorytarnymi potęgami. Przygotujcie się na Drugą Fazę.

1 października br. sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen oświadczył, że „Gruzja będzie członkiem NATO”. Wrześniowy Le Figaro przypomina o projekcie wspólnego francusko-brytyjskiego państwa jako antidotum na zagrożenie niemieckie z czasów II wojny światowej. Współczesnym odpowiednikiem tej koncepcji ma być porozumienie Francji i Wielkiej Brytanii o wspólnym finansowaniu niektórych projektów wojskowych. Prezydent Nicolas Sarkozy zaznaczył, że Francja jest gotowa zaangażować się w konkretne projekty współpracy z Wielką Brytanią w dziedzinie obrony w obliczu nowych wyzwań. Stany Zjednoczone wezwały partnerów z NATO do pilnego zwiększenia wydatków na obronę. Dlaczego jednak w Polsce nie mówi się o tym zbyt dużo?

W odpowiedzi na to pytanie może pomóc obserwacja, jak obecne władze RP potraktowały wizytę w Polsce zastępcy sekretarz stanu USA Jamesa Steinberga, który przybył do Wrocławia 7 października br. Nie spotkał się z nim nikt z MSW. Amerykańskiego gościa podejmowano na szczeblu… prezydenta Wrocławia! Moim zdaniem wskazuje to dobitnie, że obecna polska administracja, choć formalnie należąca do NATO, wybrała już wizję Karaganowa, czyli nowy Układ Warszawski. W tym kontekście deklaracja Komorowskiego z kampanii prezydenckiej o wyjściu z NATO przestaje być tylko lapsusem słownym lekko ociężałego na umyśle kandydata PO, a jawi się jako dalekosiężny projekt strategiczny tej formacji.

Analogicznie jak w 1981 roku ze względu na sytuację międzynarodową nie opłacało się Rosji pacyfikować niepokornej Polski radzieckimi czołgami, tak i teraz nie wchodzi w rachubę inwazja militarna. Ale cóż stoi na przeszkodzie, by rękami zaprzyjaźnionych Polaków odwrócić sojusze?

Poprzedni artykułKONTROWERSJE: Wywoływanie duchów
Następny artykułZa ile miesięcy rozpocznie się drugi Wołyń?