Magazyn Ipp nr 34, maj 2007
Dlaczego chrześcijaństwo kojarzy się wielu ludziom z religią dla słabeuszy, starych dewotek czy nieudaczników życiowych? Są dwie możliwe odpowiedzi – albo jest ono takie w swojej istocie, albo tak jest lansowane przez najbardziej opiniotwórcze (największe) kościoły.
Oto jak Jezus Chrystus przedstawia chrześcijaństwo:
…podobne jest Królestwo Niebios do kupca, szukającego pięknych pereł, który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.
Mat. 13:45-46
Jeśli dziś ludzie odnoszą się do chrześcijaństwa z obojętnością czy ironiczną pobłażliwością, jest to wina ludzi przedstawiających się jako wyznawcy Jezusa.
Prawdziwe chrześcijaństwo wzbudza w ludziach skrajne reakcje – miłości albo nienawiści:
Dlatego to powiedziane jest w Piśmie: Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, kosztowny, a kto weń wierzy, nie zawiedzie się. Dla was, którzy wierzycie, jest on rzeczą cenną; dla niewierzących zaś kamień ten, którym wzgardzili budowniczowie, pozostał kamieniem węgielnym, ale też kamieniem, o który się potkną, i skałą zgorszenia;
1 Piotra 2:6-8
Prawdziwe chrześcijaństwo jest jak ogień, obok którego nie można przejść obojętnie:
Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął.(…) Czy myślicie, że przyszedłem, by dać ziemi pokój? Bynajmniej, powiadam wam, raczej rozdwojenie. Odtąd bowiem pięciu w jednym domu będzie poróżnionych; trzej z dwoma, a dwaj z trzema; będą poróżnieni ojciec z synem, a syn z ojcem, matka z córką, a córka z matką, teściowa ze swą synową, a synowa z teściową.
Łuk. 12:49-53
Prawdziwe chrześcijaństwo pochłania całego człowieka, a nie jest tylko religijnym „kwiatkiem do kożucha” dla życia podle własnego uznania:
Wtedy uczniowie jego przypomnieli sobie, że napisano: Żarliwość o dom twój pożera mnie.
Jan. 2:17
Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie.
Gal. 2:20
Wszędzie tam, gdzie chrześcijaństwo staje się religią państwową i przynależność do niego jest opłacalna, prawie natychmiast traci ono swą żywotność i wyrazistość, a przede wszystkim zastępuje swe wyjątkowe duchowe przesłanie pustotą rytuałów. Najpierw chrześcijaństwo rozpoczęło kolaborację z imperium rzymskim (cesarz Konstantyn). Z tego związku narodziły się dwa martwe dziś wyznania, katolicyzm i prawosławie, w których członkostwo uzyskuje się nieświadomie, tuż po urodzeniu, w rytuale zwanym chrztem, a zbawienie „osiąga się” w wyniku przedziwnych kompilacji własnych wysiłków, wiary i mąk czyśćcowych – koniecznie przy pośrednictwie organizacji. Podobną drogą, choć mniej oddaloną od Biblii, poszły kościoły państwowe w Anglii (anglikański) i na kontynencie (luterański). Zawsze gdzieś na obrzeżach tych fasadowych kościołów funkcjonowało prawdziwe chrześcijaństwo. Było prześladowane, palone na stosach, wypędzane, oczerniane i zakazywane, ale trwało najwierniej jak umiało przy Jezusie. W XVII wieku zaczęło gwałtownie rozwijać się w angielskich posiadłościach w Ameryce Północnej, korzystając z wolności religijnej dziewiczego kontynentu. Od tamtej pory biblijne chrześcijaństwo głoszące konieczność świadomej decyzji zaufania Jezusowi skutkującej wiecznym zbawieniem ruszyło do ofensywy. Na początku dwudziestego wieku nawet w 200% katolicka (a w rzeczywistości głównie animistyczna…) Brazylia zaczęła odczuwać tego skutki. Gdy dziś wizytuje ją papież, mówi się oficjalnie o ponad 60% katolików, a w rzeczywistości są już oni w mniejszości.
W połowie dwudziestego wieku ten impet zaczął powoli słabnąć. Jedną z głównych tego przyczyn była teologiczna nowinka – ekumenizm. Początkowo rozwijał się głównie w łonie kościołów protestanckich, ale szybko – za sprawą takich kombinatorów, jak Roger Schutz (brat Roger) , Billy Graham, Bill Bright, Chuck Colson, James Packer, Robert Schuller (by wymienić najbardziej znanych w polskich kręgach) – przeniósł się na katolicyzm i prawosławie. Z tej strony już czekali przygotowani przez sowiecką agenturę towarzysze: Angelo Roncalli (Jan 23), Giovanni Montini (Paweł 6), Karol Wojtyła (JP2) oraz Aristokles Spyrou (Atenagoras I) i Sergiusz Simański (Aleksy I).
II sobór watykański, w którym jako obserwatorzy uczestniczyli także protestanci i prawosławni, otworzył drogę do zbudowania nowego „chrześcijaństwa” – religii świętego spokoju, tolerancji dla wszystkiego, pustych frazesów i …zwierzchnictwa rzymskiego papieża. Ten kompromis udał się nie tylko dzięki agentom, ale i nieczystym intencjom każdej ze stron. Przykładowo katolicy chcieli zahamować ogromny odpływ swoich wiernych i zneutralizować rozmach misyjny ewangelikalnych protestantów (stąd proprotestanckie zmiany w niektórych zewnętrznych formach – liturgia w językach narodowych, kapłan przodem do wiernych itp.). Ci z kolei liczyli na rozsadzenie rzymskiego kościoła od środka (stąd zaczęli uznawać go za kościół chrześcijański, licząc na różne formy wymiany i współpracy).
Zaistniałą sytuację dobrze opisuje stary dowcip o kompromisie pomiędzy przeciwstawnymi wartościami:
„Do lasu z jednej strony wchodzi głodny niedźwiedź, a z drugiej uzbrojony myśliwy szukający futra na zimę. Dochodzi do spotkania. Gdy już myśliwy ma pociągnąć za spust, niedźwiedź pojednawczo proponuje: „Po co się tak spieszyć, porozmawiajmy”. Po niedługim czasie osiągają kompromis – miś jest syty, a biedny myśliwy ma ciepłe futro…”
Podobnie ma się sprawa ze świadectwem protestantów. Idąc na kolaborację z Rzymem, wprowadzili ogromne zamieszanie w swoich szeregach: „Jeśli katolicy to chrześcijanie, nie ma sensu głoszenie im ewangelii o zbawieniu, nie ma potrzeby gorliwie zabiegać o ich nawrócenie”; „Jeśli katolicy to nasi bracia wierzący trochę tylko inaczej, to nie można ich urażać ostrym podkreślaniem różnic i piętnowaniem niezgodności z Biblią ich wiary i praktyk” – trudno odmówić racji takim myślom, nieprawdaż? Jeszcze większe szkody wyrządzili jednak samym katolikom. Ci często spragnieni prawdy duchowej (acz skutecznie zwodzeni) ludzie otrzymali zabójczy dla życia duchowego sygnał: „ci odmieńcy (protestanci) to jednak niewiele się od nas różnią – mają inne zwyczaje, ale wszyscy wierzymy przecież w tego samego Jezusa. Nie może nam więc grozić potępienie, jak to niektórzy z nich kiedyś mówili. Niech więc każdy pozostanie przy swojej tradycji, a różnicami niech zajmują się teolodzy”. I o to właśnie Rzymowi chodziło!
Prawda, że lisia strategia wnikania do wnętrza katolicyzmu przyniosła pewne rezultaty. Ruchy takie, jak Światło-Życie (oazowy) czy charyzmatyczny, inspirowane przez protestantów, zmieniły życie i myślenie wielu młodych ludzi. Odkrywając prawdziwe chrześcijaństwo, całe wspólnoty odchodziły od katolicyzmu (przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych). Ten jednak, mając ponad tysiącletnie doświadczenie w utrzymywaniu wewnętrznej dyscypliny, szybko oczyścił się z „herezji”. Dziś ruch oazowy sprowadza się głównie do pięknych pieśni na kościelnych uroczystościach, a katoliccy zielonoświątkowcy (charyzmatycy) modlą się językami do …Maryi. Zaszczepione jednak przeciw prawdzie o zbawieniu młode pokolenie katolików zna biblijną terminologię, ale podkłada pod nią stare katolickie kłamstwa. Przykładowo, katolik przedsoborowy (nieekumeniczny) wiedział, że na zbawienie trzeba sobie zasłużyć, a na wieść o tym, że jest ono za darmo, bo Jezus już całkowicie za nie zapłacił, reagował złością lub niedowierzaniem. Konfrontując dotychczasowe myślenie ze Słowem Boga, miał szansę zobaczyć swój błąd. Dzisiejszy zgodzi się łatwo, że zbawienie jest darem, ale zaraz dopowie, że trzeba sobie na niego zasłużyć… I tak mamy stare katolickie kłamstwo w protestanckim opakowaniu.
Czy o to Wam chodziło, ekumeniczni kolaboranci?! Wyrwaliście podstępem z rzymskiego kręgu kilka tysięcy owiec, ale pozwoliliście uodpornić na prawdę ewangelii miliony! Tak kończy się poleganie na własnej mądrości i przebiegłości. Zapomnieliście o przestrodze Jezusa, że nie tylko mamy być sprytni jak lisy, ale i NIEWINNI jak gołębie!! Biada Wam.
Posoborowe katolicko-protestanckie „chrześcijaństwo” zatraciło swój wojowniczy charakter – z kim i o co walczyć, gdy wszyscy wierzą w tego samego Boga, gdy „miłość” jest najważniejsza, a o prawdzie nie warto dyskutować, bo może nas poróżnić? Kogo ratować przed potępieniem, gdy Bóg jest tak nieskończenie miłosierny, a wszyscy jesteśmy Jego dziećmi? Średniowieczny katolicyzm zniszczył serce chrześcijaństwa – ewangelię o darmowym zbawieniu. Pałeczkę Bożą przejął protestantyzm. Pułapka ekumenizmu dokonała jego kastracji.