Magazyn iPP nr 126-127, styczeń – luty 2015
Jaka szkoda, że musiałem czekać do teraz, kiedy moje ciało jest przeżarte przez raka, żeby nauczyć się, jak trzeba żyć – jeden z pacjentów doktora Irvina Yaloma, amerykańskiego terapeuty, ateisty. Cytat z jego książki: „Patrząc w słońce. Jak przezwyciężyć grozę śmierci”.
Australijska pisarka Bronnie Ware, szukając sensu w swoim życiu i pracy zawodowej, zdecydowała się na niezwykły krok – podjęła się opieki nad osobami umierającymi. Mając za sobą wiele rozmów z ludźmi, którym zostało kilka tygodni lub co najwyżej kilka miesięcy życia, jest pod wrażeniem dojrzałych zmian, jakie powoduje perspektywa rychłego rozstania się z tym światem. Podobne obserwacje miał król Salomon.
Bronnie Ware spisała pięć rzeczy, które jej rozmówcy wymieniali, oceniając swoje życie z perspektywy hospicjum:
1. Szkoda, że nie miałem odwagi żyć tak, jak naprawdę chciałem, a nie tak, jak inni tego ode mnie chcieli.
2. Żałuję, że tyle pracowałem.
3. Szkoda, że nie miałem odwagi wyrazić prawdziwych uczuć.
4. Mogłem więcej czasu poświęcić na utrzymanie kontaktu z przyjaciółmi.
5. Żałuję, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwszym.
Kiedy jesteśmy młodzi, zdrowi i silni, ulegamy iluzji, że stan ten będzie trwał wiecznie i wszystko zdążymy jeszcze zrobić. Gdy budzimy się w realnym świecie – bliskości śmierci, bezpowrotnej utraty zdrowia, swobody ruchów, siły itp., na wiele zmian w życiu jest już za późno. Dociera do nas świadomość zmarnowanego czasu, odkładania na później rzeczy naprawdę ważnych czy wymieniania czasu z bliskimi i przyjaciółmi na pracę lub inne „obowiązki”. Warto więc od czasu do czasu spojrzeć na nasze życie z perspektywy jego kresu. Może zauważymy potrzebę niezbędnych korekt?
Król Salomon przejmująco, aczkolwiek realistycznie, opisuje starość i nadchodzący koniec:
Zanim się zaćmi słońce i światło, księżyc i gwiazdy, i znowu powrócą obłoki po deszczu, A są to dni, gdy będą drżeć stróże domowi i uginać się silni mężowie, gdy ustaną w pracy młynarki, bo ich będzie za mało, a wyglądające oknami będą zamglone. Gdy zawrą się drzwi na zewnątrz, gdy ścichnie łoskot młyna, dojdzie do tonu świergotu ptasząt, i wszystkie pieśni brzmieć będą cicho. Gdy nawet pagórka bać się będą i strachy czyhać będą na drodze; gdy drzewo migdałowe zakwitnie i szarańcza z trudem wlec się będzie, a kapar wyda swój owoc, bo człowiek zbliża się do swojego wiecznego domu, a płaczący snują się po ulicy. Zanim zerwie się srebrny sznur i stłucze złota czasza, i rozbije się dzban nad zdrojem, a pęknięte koło wpadnie do studni. Wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś wróci do Boga, który go dał. Kazn. 12:2-7
Niezmiernie ciekawy i konkretny jest jego wniosek, który z tej sytuacji powinien wysnuć każdy człowiek będący jeszcze w pełni sił:
Pamiętaj o swoim Stwórcy w kwiecie swojego wieku, zanim nadejdą złe dni i zbliżą się lata, o których powiesz: Nie podobają mi się. Kazn. 12:1
Mojżesz podobnie pouczał swoich współczesnych i potomnych:
Życie nasze trwa lat siedemdziesiąt, a gdy sił stanie, lat osiemdziesiąt; a to, co się ich chlubą wydaje, to tylko trud i znój, gdyż chyżo mijają, a my odlatujemy. Któż zna moc gniewu twego? Kto boi się ciebie w uniesieniu twoim? Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce! Ps. 90:10-12
Co więc znaczy to mądre serce czy życie dla swego Stwórcy? Podobne pytanie zadano kiedyś Jezusowi:
Rzekli więc do niego: Cóż mamy czynić, aby wykonywać dzieła Boże? Odpowiedział Jezus i rzekł im: To jest dzieło Boże: wierzyć w tego, którego On posłał. Jan. 6:28-29
Można zrobić i przeżyć w swoim życiu wiele wspaniałych rzeczy, ale jeśli zabraknie w nim tej jednej – zaufania Jezusowi, z perspektywy wieczności okaże się ono zmarnowane. Apostoł Jan stawia sprawę bardzo jasno:
Kto wierzy w Syna Bożego, ten ma w sobie świadectwo Boga, kto nie wierzy Bogu, uczynił Go kłamcą, bo nie uwierzył świadectwu, jakie Bóg dał o swoim Synu. A świadectwo jest takie: że Bóg dał nam życie wieczne, a to życie jest w Jego Synu. Ten, kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia. O tym napisałem do was, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne. 1 Jan 5:10-13 (BT)
Wielu ludziom w Polsce wiara w Jezusa kojarzy się z religią, nudnymi rytuałami, powierzchownością czy wręcz faryzejską obłudą. Jest to prosty skutek wpływu religii katolickiej, która wydaje taki właśnie owoc. Jezus przedstawiony w Biblii, w którego uwierzyli apostołowie i pierwsi chrześcijanie, krańcowo odbiega od religijnych wyobrażeń. Zrozumiał to świetnie apostoł Paweł, człowiek na wskroś religijny, a wręcz fanatyczny:
Chociaż ja mógłbym pokładać ufność w ciele. Jeżeli ktoś inny sądzi, że może pokładać ufność w ciele, to tym bardziej ja:
Obrzezany dnia ósmego, z rodu izraelskiego, z pokolenia Beniaminowego, Hebrajczyk z Hebrajczyków, co do zakonu faryzeusz, co do żarliwości prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości, opartej na zakonie, człowiek bez nagany.
Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary, żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania. Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Filip. 3:4-12
Gdy apostoł Paweł zrozumiał, kim jest Jezus, i zdecydował się Mu zaufać, jego życie diametralnie się zmieniło. Odrzucił religijne sposoby zasługiwania sobie na przychylność Boga – uznał je wręcz za szkodzący człowiekowi gnój, śmiecie – i całe swoje zaufanie złożył w tym, co Jezus zrobił na krzyżu: zdobył dla niego sprawiedliwość (usprawiedliwienie) w oczach Boga Ojca. Dalsze swoje życie na ziemi widzi jako pasjonującą przygodę służenia Jezusowi, do którego już na zawsze należy. Starzejąc się tu, na ziemi, widząc więdnięcie swojego ciała, nie ma przed oczyma straconego czasu, poczucia zmarnowanych okazji i możliwości, ale dostrzega całkiem nową, nieporównywalnie lepszą i ciekawszą rzeczywistość:
Dlatego nie upadamy na duchu: bo choć zewnętrzny nasz człowiek niszczeje, to jednak ten nasz wewnętrzny odnawia się z każdym dniem. Albowiem nieznaczny chwilowy ucisk przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały, nam, którzy nie patrzymy na to, co widzialne, ale na to, co niewidzialne; albowiem to, co widzialne, jest doczesne, a to, co niewidzialne, jest wieczne. 2 Kor. 4:16-18
Bronnie Ware po latach spędzonych z ludźmi odchodzącymi z tego świata tak podsumowuje swoje obserwacje:
„Wiele osób dopiero na końcu drogi zdało sobie sprawę z tego, że bycie szczęśliwym to wybór. Niestety, za życia za bardzo trzymali się tradycyjnych schematów i nawyków. Brak odwagi, by przełamywać bariery, rzucił cień na ich emocje i całe życie. Obawa przed zmianą zmusiła ich, by udawali przed innymi, a także przed samymi sobą, że są szczęśliwi, podczas gdy gdzieś głęboko w środku tęsknili do tego, by w ich życiu znów pojawiły się szczery uśmiech i beztroska.”
Najlepszy czas na decyzję zmiany życia jest więc… TERAZ!