Magazyn iPP nr 74, wrzesień 2010

Wielu rozsądnych ludzi w Polsce zastanawia się, dlaczego Jarosław Kaczyński odwołuje się do katolicyzmu, choć z pewnością wie, jak wewnętrznie zdegenerowany jest to system.

Odpowiedź jest brutalnie prosta: a na czym ma się oprzeć??? Czy w Polsce jest jakaś alternatywna siła religijna zdolna oddziaływać na masy? Czy polscy protestanci stanowią choćby zalążek głębszej myśli społeczno-politycznej, czy mają cień potencjału, by skutecznie oddziaływać na naród? Prawosławie z kolei sprawuje rząd dusz nad obywatelami, którzy w zdecydowanej większości powiedzą, że są „tutejsi”, a polskość kojarzy im się głownie z katolicyzmem. Gdyby Kaczyński był na miejscu Reagana czy Busha, w poniższych słowach z pewnością katolicyzm zastąpiłby chrześcijaństwem:

„Polską nie mogą dłużej rządzić ludzie, których jedynym celem jest pilnowanie interesów establishmentu i którzy są jednocześnie głęboko przekonani, że w naszym kraju nic tak naprawdę zmienić się nie da. Którzy nie potrafią nawet wykorzystać środków „leżących wręcz na stole” (środki europejskie po prawie czterech latach, jeśli liczyć uczciwie, są wykorzystane w minimalnym stopniu), ale za to biorący się za zniszczenie tego, co stanowi jedyną moralną podstawę funkcjonowania naszego społeczeństwa, czyli religii katolickiej. Chodzi przy tym nie o kwestie wiary lub niewiary, tylko o świadomość, że to niszczenie jest jednoznaczne z otwieraniem drogi dla nihilizmu, który swoją twarz pokazuje, atakując w odrażający sposób krzyż i jego obrońców. W Polsce nie ma bowiem żadnego szerzej znanego systemu moralnego niż ten wyrastający z katolicyzmu. Dlatego jedyną realną dlań alternatywą jest nihilizm. Tylko my jesteśmy w stanie się temu wszystkiemu przeciwstawić. Dlatego mamy prawo i mamy obowiązek zewrzeć szeregi z całym zdecydowaniem, łącząc potrzebę dyskusji z potrzebą jedności, i zabiegać o to, żeby przyszłe wybory były dla nas zwycięskie. Fragment listu J. Kaczyńskiego do członków PiS, 1 września 2010.

Piszę powyższe słowa jako protestant i zdecydowany wróg ideologiczny katolickich nauk i praktyk. Ale nie mogę myśleniem życzeniowym uciekać od rzeczywistości. Bardzo chciałbym, by zaporą dla nihilizmu w Polsce były wielkie i prężne kościoły protestanckie, które swą wiernością Jezusowi i zaangażowaniem w sprawy narodu przyciągałyby do Boga rzesze naszych rodaków. Jest jednak inaczej. Polski protestantyzm nie potrafił się podnieść po czasach kontrreformacji. W ostatnim dwudziestoleciu nie uporał się nawet z pokomunistyczną agenturą we własnych szeregach. A co dopiero mówić o strategii ewangelizacji Polski wychodzącej poza bezmyślne kopiowanie amerykańskich schematów! Gdzie wzór ap. Pawła docierania do elit narodu? Gdzie zastępy światłych, wykształconych i kochających Jezusa pastorów? Zamiast tego mamy infantylizm, zeświecczenie, ekumeniczne skomlenie u katolickiej klamki, życie w błogiej nieświadomości czasów, ich zagrożeń i wyzwań oraz skupianie się tylko na sprawach swojego „zborowego podwórka”. Takie chrześcijaństwo nie może być zaporą dla współczesnych zagrożeń – może co najwyżej wegetować.

Zgadzam się więc z Jarosławem Kaczyńskim, że „w Polsce nie ma (…) żadnego szerzej znanego systemu moralnego niż ten wyrastający z katolicyzmu. Dlatego jedyną realną dlań alternatywą jest nihilizm.” Nie rozstrzygam jego osobistych poglądów na sprawy Boga, ale jako polityk mający na uwadze stan i przyszłość całego państwa nie może powiedzieć inaczej.

Warto dodać, że to nie hierarchia katolicka, chciwa i zdradziecka, jest tą zaporą dla nadciągającego nihilizmu. To prosta wiara milionów Polaków, że jest Bóg, że są przykazania, że będzie sąd, że „nie jest wszystko jedno”. To do niej odwołuje się Kaczyński, często wbrew katolickim „arcypasterzom”. Spostrzeżenie, że ta wiara jest ludowa, dewocyjna, że nie posiada głębi teologicznej – jest „oczywistą oczywistością”. My, protestanci, dodamy jeszcze, że jest to wiara bez biblijnych korzeni i poznania ewangelii o darmowym zbawieniu w Jezusie. Racja. Ale tylko taką wiarę mamy w naszym narodzie w skali masowej. Dodam, że także z winy nas, protestantów.

Cóż więc mamy czynić? Pożyteczni idioci wśród protestantów (i sterująca nimi esbecka agentura) kibicują palikociarni w walce z krzyżem i katolicyzmem. Rozsądniejsi nie potrafią się w tym konflikcie odnaleźć – do bezbożnego nihilizmu im daleko, ale i do katolickiej dewocji jeszcze dalej. Stoją więc z boku. Czy jest jednak droga jeszcze lepsza?

Zanim odpowiem na to pytanie, postawię inne. Mając na uwadze skuteczność głoszenia ewangelii, powinniśmy szukać ludzi najlepiej przez Boga przygotowanych do jej przyjęcia. Gdzie takich znajdziemy – pośród hołoty nihilistów czy pośród bezpośrednich obrońców krzyża? Tu odpowiedź wcale nie jest jeszcze tak oczywista. Obie grupy stanowią minimalny odsetek narodu i obie są, że tak powiem, mocno okopane w swoich poglądach. Jednak spór o krzyż polaryzuje prawie całe społeczeństwo. Gdy tu zapytamy, czy ludzi bardziej otwartych na ewangelię znajdziemy wśród zwolenników sikania na krzyż, czy wśród tych, których to gorszy, odpowiedź jest prosta. Rzecz jasna powyższe rozważanie jest czysto pragmatyczne i nie odnosi się do oceny moralnej toczącego się konfliktu, która jest oczywista. (Jako zabawną ciekawostkę dodam, że za opowiedzenie się po stronie obrońców krzyża zostałem przez niektórych protestantów okrzyknięty bałwochwalcą. Odpowiadam im w tekście „Jestem bałwochwalcą?”, który jest spisaną audycją radia „Detox”).

By złożyć dobre świadectwo dla Jezusa, polscy protestanci muszą opowiedzieć się przeciw zakłamaniu i nihilizmowi. Muszą razem ze swoimi katolickimi rodakami domagać się prawdy o zagładzie polskiej elity pod Smoleńskiem i dawać odpór tym, którzy pod płaszczykiem państwa neutralnego niosą zagładę chrześcijaństwa w każdej postaci. Taka postawa nie nadrobi lat zaległości, bezczynności czy głupoty z naszej strony, ale na nawrócenie nigdy nie jest za późno. Bóg ma upodobanie w skruszonych i pragnących Jego mądrości sercach. Gdy dziś staniecie po właściwej stronie barykady, Bóg przyzna się do nas i uczyni nas swoim światłem przynajmniej dla części tych, którzy Go szczerze szukają.

Poprzedni artykułZdradzili Meksykanów, dlaczego mają być wierni nam? [film „Cristiada” 2012]
Następny artykułZWODZENIE IDZIE OD ZIELONYCH