Pastor Paweł Chojecki
Wiele zamysłów jest w sercu człowieka, lecz dzieje się wola Pana. Przyp. 19:21
Gdy się patrzy na owoce Drugiej Tragedii Katyńskiej, nasuwa się silne przypuszczenie o nieprzypadkowym charakterze tych wydarzeń. Jeśli nawet tak było, planiści nie przewidzieli jednego…
Jednoczesne unicestwienie tak wielu ważnych i dla wielu niewygodnych osób nie miało miejsca w naszej historii. Cały kwiat formacji opowiadającej się za gruntowną reformą Polski, zwanej umownie IV RP, poległ w ciągu kilku sekund. Tych ludzi, dla jednych wspaniałych, dla drugich niebezpiecznych, nie da się zastąpić nawet w dłuższym wymiarze czasowym. Wrogowie IV RP mają wolną drogę do kolejnego (po zmowie okrągłego stołu) sukcesu politycznego polegającego na obsadzeniu swoimi ludźmi wszystkich kluczowych agend państwa.
Oczywiście to wszystko może być tylko szczególnym zrządzeniem Boga niemającym nic wspólnego z tzw. „czynnikiem ludzkim”. Mówiąc językiem naturalistycznym, mógł to być zwykły przypadek.
Załóżmy jednak na chwilę wersję spiskową. Ktoś ukartował zamach i zaplanował zawłaszczenie Polski. Wszystko poszło gładko. Nie dało się jednak przewidzieć pewnej drobnostki.
Naród polski jest nieprzewidywalny. Nawet najwięksi patrioci powoli tracili wiarę w jego instynkt samozachowawczy i zbiorową mądrość. Nic dziwnego, że i nasi wyimaginowani planiści nie brali poważnie pod uwagę możliwości, że swym skrytobójczym czynem zamiast skończyć raz na zawsze z opozycją, wzmocnią ją wielokrotnie.
Na naszych oczach dzieje się jednak właśnie ten scenariusz. Tragedia, zamiast skończyć się na krótkim i ckliwym żalu czy płaczu, zaczyna owocować czymś niespotykanym. Młodzi masowo odnajdują w sobie afekt do Ojczyzny i tak wyśmiewanego przez większość mediów Prezydenta; ludzie jednoczą się w żalu, ale i w trosce o Polskę; skłóceni dotychczas politycy prawicowi widzą potrzebę jedności w obliczu tragedii i poważnych wyzwań, jakie stoją przed państwem. Pojawiła się wreszcie realna szansa zbudowania szerokiego porozumienia patriotycznego. A to zapewne tylko początek.
Wielu porównuje Lecha Kaczyńskiego do Małego Rycerza z sagi Sienkiewicza. Pozwolę sobie na pogłębienie tej słusznej analogii. Po śmierci Wołodyjowskiego hetman Sobieski na pogrzebie wznosi w górę jego złamaną szablę. Pamiętacie Państwo, co było dalej? Tysiąc szabel podnosi się w zgodnym szczęku oręża. Zjednoczone polskie siły tratują tryumfującego wcześniej wroga…
Jeśli więc był to zamach, to niech drżą teraz jego autorzy, którzy zlekceważyli to coś, co od wieków tkwi w naszych sercach – i biada temu, kto to obudzi! Jeśli to nie był zamach, a sam Bóg do tego dopuścił, to przez łzy powinniśmy podziękować Mu za tragedię, która rodzi owoc narodowego przebudzenia.
Rycerze po to idą w bój, by wygrać bitwę, ochronić podopiecznych i zrealizować misję. Nie jest ich celem zachowanie życia. Śmierć w domowych pieleszach nie jest marzeniem prawdziwych wojów. Jestem głęboko przekonany, że i ten współczesny Mały Rycerz wraz ze swoją drużyną cieszyłby się, widząc taki owoc swojej ofiary życia.
Musimy uważać na dwie sprawy. Po pierwsze, by przebudzenie narodu nie ostygło bez jasnej wizji, co dalej. Ona musi pojawić się w ciągu najbliższych dni. Po drugie, by jakiś „wypadek” nie przydarzył się Jarosławowi Kaczyńskiemu, który jest teraz jedynym, niekwestionowanym uosobieniem idei IV RP. Stąd apel do wszystkich wiernych przysiędze członków służb ochrony – miejcie oczy szeroko otwarte! Niech Bóg wspiera was w tej strategicznej misji!
Magazyn iPP nr 69, kwiecień 2010