Pastor Paweł Chojecki
I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowy: Wypraw mężów, aby poszli na zwiady do ziemi kanaanejskiej, którą daję synom izraelskim (…)
I poszli, zbadali tę ziemię (…) I przybyli aż do doliny Eszkol, i ucięli tam gałąź krzewu winnego z jedną kiścią winogron, i nieśli ją we dwóch na drążku; nabrali także nieco jabłek granatu i fig.(…) I przyszli do Mojżesza (…) I opowiedzieli mu, mówiąc: Przyszliśmy do ziemi, do której nas wyprawiłeś; ona rzeczywiście opływa w mleko i miód, a to są jej płody. Tylko że mocny jest lud, który mieszka w tej ziemi, a miasta są obwarowane, bardzo wielkie; widzieliśmy tam także potomków Anaka.(…)
Kaleb uspakajał lud wzburzony na Mojżesza, mówiąc: Gdy wyruszymy na nią, to ją zdobędziemy, gdyż ją przemożemy. Lecz mężowie, którzy poszli z nim, mówili: Nie możemy wyruszyć na ten lud, gdyż jest on od nas silniejszy. I rozpuszczali między synami izraelskimi złą wieść o ziemi, którą zbadali, mówiąc: Ziemia, przez którą przeszliśmy, aby ją zbadać, to ziemia, która pożera swoich mieszkańców, a wszystek lud, który w niej widzieliśmy, to mężowie rośli. Widzieliśmy też tam olbrzymów, synów Anaka, z rodu olbrzymów, i wydawaliśmy się sobie w porównaniu z nimi jak szarańcza, i takimi też byliśmy w ich oczach.
Wtedy wzburzył się cały zbór i podniósł swój głos, i płakał lud tej nocy. I szemrali wszyscy synowie izraelscy przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi. I mówił cały zbór do nich: Obyśmy byli pomarli w Egipcie albo na tej pustyni obyśmy pomarli! Po cóż Pan prowadzi nas do tej ziemi? Abyśmy padli od miecza? Aby nasze żony i dzieci stały się łupem? Czy nie lepiej nam wrócić do Egiptu? (…)
A Jozue, syn Nuna, i Kaleb, syn Jefunnego, spośród tych, którzy zbadali tę ziemię, rozdarli swoje szaty i rzekli do całego zboru izraelskiego: Ziemia, przez którą przeszliśmy, aby ją zbadać, jest ziemią bardzo, bardzo dobrą. Jeżeli Pan ma w nas upodobanie, to wprowadzi nas do tej ziemi i da nam tę ziemię, która opływa w mleko i miód, tylko nie buntujcie się przeciwko Panu. Nie lękajcie się ludu tej ziemi, będą oni naszym pokarmem; odeszła od nich ich osłona, a Pan jest z nami. Nie bójcie się ich!
4 Moj. 13,1- 14,9
Podobnie jak jednostki, narody również mają tzw. cechy charakteru. Mają też tak obecnie modny w psychologii obraz siebie. Wpływa on decydująco na nasze wybory. Nie to, jaką w rzeczywistości posiadamy wartość, nie to, jakie mamy prawdziwe umiejętności i faktyczny potencjał, decyduje o zamiarach, na jakie się porywamy. Wybór naszego losu determinują myśli, jakie mamy o naszej wartości, umiejętnościach i potencjale.
Oczywiście idealnym stanem jest myślenie o sobie zgodnie z prawdą. Większość ludzi ma jednak tendencje do bojaźliwości, przesadnej ostrożności, niechęci do podejmowania ryzyka i uchylania się od większych wyzwań. Nietrudno się domyśleć, jakie życie będzie wiódł naród zdominowany przez takie postawy.
Pozytywny wpływ samooceny narodu na jego dokonania wspaniale widać na przykładzie USA. Nawet Polacy po przeniesieniu się w inny, amerykański świat zmieniają się nie do poznania:
„Wspierają dobrych, nie wierzą wrogom, ufają Bogu i we własną moc” – tak Ignacy Jan Paderewski, wirtuoz i były premier polskiego rządu, scharakteryzował mieszkających w Chicago Polaków, przemawiając do nich w 1926 roku pod pomnikiem Kościuszki w tym mieście.
I chociaż od tamtej pory minęło 81 lat, w czasie których doszło do wymiany pokoleniowej chicagowskiej Polonii, słowa Paderewskiego nadal zachowują aktualność. W każdym razie odniosłem takie wrażenie ze spotkań, jakie odbyłem z mieszkającymi tu Polakami. (…)
Ale Paderewski zauważył też, że chicagowscy Polacy ufają „we własną moc”. Rzeczywiście – ja również odniosłem wrażenie, że są oni bardziej pewni siebie niż wielu Polaków w kraju.
St. Michalkiewicz dla RM 01.03.2007
Z obserwacji Stanisława Michalkiewicza wynika wniosek, że w kraju działają na Polaków jakieś czynniki obniżające ich samoocenę, paraliżujące chęć działania i podejmowania większych wyzwań.
Zastanówmy się wpierw, jakie czynniki wpływały przez dziesięciolecia na mentalność Amerykanów.
Po pierwsze: historia
Za Ocean wybierali się ludzie pochodzący zasadniczo z dwu kategorii: żądni przygód, ciekawi świata awanturnicy i prześladowani, głównie z powodu odstających od większości przekonań religijnych, którzy woleli niepewny los emigrantów niż złamanie swego sumienia.
Ci właśnie ludzie wywarli trudne do zatarcia piętno na amerykańskiej mentalności. Pomimo ponad stuletnich wysiłków różnych lewicowych kanalii do dziś przetrwały za Oceanem dwa fundamenty tej niezwykłej cywilizacji: wolność i odpowiedzialność. Człowiek może zrobić ze swoim życiem, co chce (i wara innym od wkraczania w jego osobisty świat), ale konsekwencje jego wyborów spadają na… niego samego (i nikt nie jest obowiązany mu pomagać). Ma nieograniczone możliwości (od pucybuta do milionera), ale zdany jest na siebie, na swój wysiłek, na swoją pomysłowość i wytrwałość.
Po drugie: religia Ujmując to jeszcze z innej strony, amerykański sen ma swe źródło w biblijnym spojrzeniu na świat: Bóg dał nam wolność wyboru – w naszym ręku jest nasz los – możemy wybrać niebo (uwierzyć w zbawczą ofiarę Jezusa) albo piekło (pozostać w stanie niewiary). Nikt nie może jednak zmusić nas do tej decyzji, nawet sam Bóg ogranicza się jedynie do informowania i perswazji. Oczywiście rodzi to niebezpieczeństwo błędnych wyborów – Ameryka jest wylęgarnią najdziwniejszych ruchów i wierzeń religijnych – ale rodzi jednocześnie świadomość konieczności szukania i badania tego, w co się wierzy. Dzięki temu świadomość religijna Amerykanów jest najwyższa na świecie, a odsetek „wierzących i niepraktykujących” najmniejszy. W Ameryce żyje też najwięcej fundamentalnie myślących biblijnych chrześcijan. Proszę ocenić, czy opłaciło się postawienie na ludzką wolność i zdolność rozsądnego wyboru w kwestii Boga? Dla kontrastu proszę porównać narody z religiami panującymi – Szwecja (luteranizm), Hiszpania (katolicyzm), Rosja (prawosławie). Ilu tam jest dzisiaj ludzi szczerze oddanych Bogu?
Po trzecie: ustrój
Szeryf, sędzia i kawaleria to ustrojowy fundament największej potęgi cywilizacyjnej w dziejach ludzkości. Proste prawo bezwzględnie i szybko egzekwowane przez szeryfa i sędziego oraz kawaleria strzegąca przed zagrożeniem zewnętrznym – o resztę miał się zatroszczyć podmiot tego systemu, wolny obywatel. (Jak wspomniałem, dzisiejsze Stany Zjednoczone są tylko cieniem swojej chlubnej przeszłości – pierwszym krokiem na drodze do upadku była powszechna szkoła publiczna…)
Historia dała USA nadreprezentajcę w jednej społeczności jednostek wybitnych, odważnych i ceniących wolność. Religia wspierała poczucie odpowiedzialności i wielkości w człowieku oraz budowała cnoty charakteru niejako od wewnątrz (w przeciwieństwie do popularnej u nas dulszczyzny). Szanujący wolność obywatela ustrój dał pole do popisu możliwościom człowieka. Wystarczyło dwa wieki, by przegonić resztę świata…
Polactwo – robactwo?
Oceńmy „ten kraj”, jak mawia michnikowszczyzna (zapożyczenia od R. Ziemkiewicza), wedle amerykańskich kryteriów.
Historia
Był czas, kiedy do nas uciekały jednostki wybitne z innych narodów i kultur. I nie chodzi mi tylko o okres największej świetności Rzeczypospolitej, o Złoty Wiek XVI, kiedy byliśmy oazą wolności i konkurencyjności religijnej. Już wcześniej mądrość naszych królów wzmacniała obcymi nasze państwo. Wisiał jednak stale nad nami cień Rzymu, który pod koniec XVI wieku przerodził się w noc kontrreformacji. Na upadek pierwszej Rzeczypospolitej nie trzeba było długo czekać… Rozbiory, osłabiając państwo i naród, wzmacniały jednak pozycję katolicyzmu, który będąc przyczyną klęski państwa i duchowego uwsteczniania się narodu, jawił się przewrotnie jako ochrona polskości. Dzięki temu, że najbardziej znienawidzeni zaborcy (Rosja i Prusy) byli innych wyznań, papiestwo umiejętnie podsycało utożsamianie sprawy narodowej z kościelną, choć równolegle popierało władzę zaborców. Jednostki wybitne zasilały teraz inne państwa, a ci, którzy pozostali, ubożeli materialnie i duchowo. (O fizycznej eliminacji polskich elit pisze obok Pan Waszak.)
Religia
Zabobon, mistycyzm, cierpiętnictwo i powierzchowność to istota polskiego katolicyzmu. Dodając do tego przekupność i służalczość dzisiejszego kleru, mamy mieszankę, która zrodziła współczesnego Polaka. Proszę zwrócić uwagę: kiedy słyszeliście Państwo z katolickiej ambony publiczne potępienie ustroju socjalistycznego? Kiedy nawoływano tam do zmniejszenia podatków, do likwidacji krwiopijczego ZUS-u, do likwidacji państwowej telewizji i obowiązkowej szkoły? To oczywiste, że nie atakuje się pasożyta, z którym się jest w symbiozie: państwowa szkoła – religia w szkołach oraz finansowanie szkół katolickich, przymus ubezpieczeń – ulgi dla duchowieństwa, wysokie podatki dochodowe dla plebsu – całkowite zwolnienia dla podmiotów kościelnych, wejście na kolanach do UE – kościół największym beneficjentem dopłat do ziemi oraz przeróżnych dotacji.
Ustrój
Tysiące stron sprzecznych ze sobą przepisów, kilkaset tysięcy przekupnych i niekompetentnych urzędników, miliony zgubionych petentów, którzy trwonią czas na zmagania z biurokracją i żyją w ciągłym zagrożeniu kontrolą. Coraz większa część rezygnuje – ucieka za granicę lub leży do góry brzuchem na zasiłku, wyłudzonej rencie lub emeryturze rodziców…
***
Drogi naprawy
Pomoc nie przyjdzie od władz – te umieją jedynie mnożyć restrykcyjne przepisy i powoływać nowe instytucje „kontroli kontrolujących”. Pomoc nie nadejdzie ze strony panującej religii – ta jest od dawna na usługach eurosojuza i nie zależy jej na emancypacji narodów. Pomóc musimy sobie sami!
Samoorganizacja
Naród pozbawiony mądrych elit musi organizować się oddolnie. Że jest to możliwe, pokazuje dobitnie przykład Słowacji, która w ciągu stu lat z niebytu państwowo-narodowego wybiła się na niepodległość. Stało się to dzięki bezinteresownej, acz niezwykle ofiarnej pracy wielu często bezimiennych działaczy lokalnych, którzy krzewili swe idee wśród nieświadomego ludu. Dziś mamy w Polsce sytuację analogiczną – przeciętny Polak nie zdaje sobie sprawy z przyczyn swej biedy i zdany jest na szkolno-medialno-kościelną propagandę. Muszą się więc pojawić ludzie, którzy dotrą bezpośrednio do niego i zneutralizują kłamstwa „okupantów w białych rękawiczkach”. Takich lokalnych prometeuszy mamy w Polsce całkiem sporo, choć ich wysiłki są odosobnione i ośmieszane przez „poważne” partie. Trudne do przecenienia zasługi na polu uświadamiania społeczeństwa położyła Unia Polityki Realnej. Partia egzystująca poza Sejmem i utrzymująca się wyłącznie z darowizn członków i sympatyków trwa od kilkunastu lat wiernie przy wartościach wolnego społeczeństwa. Wydała z siebie całe zastępy ideowych i społecznie aktywnych obywateli. Podobną działalność prowadzą także Kluby Gazety Polskiej, których członkowie oddziałują na swoich sąsiadów głównie za pomocą prasy i literatury. Znane są ich boje o to, by wolnościowe tytuły znajdowały się w ofercie kiosków, szczególnie w mniejszych miejscowościach (katokomuna nie tylko zawłaszczyła radio, telewizję i prasę, ale również sieć jej kolportażu.) Oprócz tych dość znanych entuzjastów pracy organicznej pojawiają się wciąż nowe oddolne inicjatywy, o których niewielu ma możność się dowiedzieć. Czy słyszeli Państwo powiedzmy o partii Wierni Polsce (www.wiernipolsce.pl) czy Lidze Aktywnych Patriotów? Podaję te przykłady nie ze względu na jakąś szczególną zbieżność programową, ale dla ilustracji potencjału oddolnej samoorganizacji społeczeństwa, który tli się i czeka na właściwy moment.
Kościoły niekatolickie
To niezmiernie zróżnicowane i niestety w większości nieświadome politycznie środowisko. Przez lata komuny tradycyjne wyznania protestanckie dokładnie nasączono agenturą, która kierowała je ku pozornej jedności (Zjednoczony Kościół Ewangeliczny), by zamiast oddziaływać na otoczenie zewnętrzne, pogrążyły się w wewnętrznych sporach. W późniejszym czasie protestanccy agenci czy tzw. pożyteczni idioci wraz ze swoimi katolickimi odpowiednikami (np. pastor Ciućka i ks. Czajkowski) zafundowali nam ekumenizm, który całkowicie zaciera wyjątkowość i koszt Krzyża na rzecz fałszywej, acz ckliwej idei „wiary w jednego Boga”.
Patrząc na historię polskiego protestantyzmu, zauważamy, że jego przedstawiciele stanowili awangardę myśli obywatelskiej i narodowej w dawnej Polsce – Rej, Frycz-Modrzewski, Łaski to tylko największe nazwiska. Współcześni protestanci ulegli niestety sprzecznej z Biblią nauce utrzymującej, że zaangażowanie polityczno-społeczne jest niegodne chrześcijanina lub co gorsza, angażują się po stronie partii lewicowych. Na szczęście jest kilka chlubnych wyjątków od tej smutnej tendencji, a coraz większa poczytność „idź Pod Prąd”, mamy nadzieję, przyczyni się do całkowitego „politycznego ozdrowienia” biblijnych chrześcijan w Polsce (docierają do nas dobre wieści z kościołów z Warszawy, Torunia, Wrocławia, Koła, Tarnowskich Gór, Trójmiasta, Jeleniej Góry). Żywe wspólnoty protestanckie powinny stanowić swoiste latarnie morskie myśli wolnościowej w swoich środowiskach. Odrodzeni duchowo chrześcijanie swym przykładem i oddziaływaniem powinni znaleźć się w pierwszym szeregu liderów narodowego i obywatelskiego odrodzenia. Jakże Polacy mają słuchać naszego przesłania w większej sprawie (życie wieczne), kiedy widzą naszą obojętność czy głupotę w sprawie mniejszej (życie doczesne)?
Oddajmy na koniec ponownie głos Stanisławowi Michalkiewiczowi, który tak oto apelował na falach katolickiej rozgłośni:
Zarówno Polacy z Toronto, jak i ze Stanów Zjednoczonych podkreślali łatwość założenia tutaj firmy, co niewątpliwie ułatwia każdemu start. Ale nie tylko o tę łatwość chodzi. Moi tutejsi rozmówcy zwracali też uwagę, że obowiązek opłacania podatków i innych świadczeń z tytułu założenia firmy powstaje tu w zasadzie dopiero po zadeklarowaniu jakiegoś dochodu.
Tymczasem u nas każdy zakładający firmę, tzn. zgłaszający działalność gospodarczą, bez względu na to, czy cokolwiek zdążył zarobić, jest obciążony przymusem opłacania składki na ZUS. Znam wiele osób, które właśnie z tego powodu zaniechały pracy na własny rachunek, bo, szczerze mówiąc, zbankrutowały.
Takie doświadczenie odebrało im wiarę we własne siły, „we własną moc”. I to jest, jak sądzę, druga przyczyna większej pewności siebie, jaka charakteryzuje przeciętnego Polaka w Chicago. Większość z nich wprawdzie ciężko pracuje, ale się dorabia, a człowiek, który odnosi sukces, nabiera pewności siebie.
Jeśli zatem nie mamy doprowadzić do niekorzystnych zmian w psychice Polaków w Polsce, jeśli oni też mają nabrać większej pewności siebie, to powinniśmy zaimportować prawa, które w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych takiej pewności siebie sprzyjają.
Te prawa to zbudowane na etyce protestanckiej reguły kapitalizmu – ustroju, w którym wolny obywatel sam decydował, jak najlepiej wykorzystać dane mu przez Stwórcę możliwości, by „czynić sobie ziemię poddaną”.
Ludzie przegrani, zrezygnowani czy oglądający się po pomoc na kościół czy władzę państwową nawet nie zechcą znać tych praw. Ludzie bojaźliwi, niewierzący we własne i Boże możliwości myślą tylko o „powrocie do Egiptu”, by wieść beztroskie i bezmyślne życie niewolników. Mentalność szarańczy to najtrafniej opisujące ich określenie.
Praw wolnego rynku – wolności i odpowiedzialności – zapragną tylko ludzie prawdziwie wolni i odważni. Tylko Bóg Biblii potrafi przemienić nasze serca. Tylko On trwale zmienia mentalność i prowadzi do nowej jakości życia. Nie wystarczy tylko adoptowanie do Polski amerykańskich praw. Trzeba zmienić serca!
Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Chrystusa,
2 Kor. 5:17-18
Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie.
Jan. 8:36.
I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi.
Jan. 8:32.
Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia.
2 Tm 1:7
Bo ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi. Wszak nie wzięliście ducha niewoli, by znowu ulegać bojaźni, lecz wzięliście ducha synostwa, w którym wołamy: Abba, Ojcze!
Rzym. 8:14-15
PODMIOT czy PRZEDMIOT
POLACTWO = ROBACTWO
NIEWOLNIK czy OBYWATEL
Magazyn iPP nr 33, kwiecień 2007