Nie będę pisał o pedofilach czy tym podobnych tematach zastępczych. Chodzi o sprawy zasadnicze. Pomimo swej niekwestionowanej wybitności Karol Wojtyła ma na sumieniu dwie poważne sprawy, których nie mogą sensownie wytłumaczyć najżarliwsi jego obrońcy.

Na pierwszy problem od lat zwracają uwagę tradycyjni katolicy. Ostatnio dramatycznie wypowiedział się w tej sprawie przełożony bractwa lefebrystów, katolicki biskup Bernard Fellay:

Bardziej niszczycielskie niż każdy kataklizm naturalny, z zabitymi, tragediami, bardzo bolesnymi cierpieniami, są katastrofy, które ranią lub zabijają dusze. Mówimy o katastrofach duchowych: w istocie jakim bowiem innym mianem określić wydarzenie, które sprowadza na manowce ogromne rzesze dusz, które wystawia na niebezpieczeństwo zbawienie milionów, by nie powiedzieć miliardów dusz? (…) Przynajmniej dwa takie wydarzenia, grożące tym, że nie doprowadzą do nawrócenia, lecz do nieodwracalnej utraty dusz, zostały zapowiedziane w Rzymie na początku tego roku: to beatyfikacja papieża Jana Pawła II i powtórzenie dnia modlitw w Asyżu z okazji 25. rocznicy pierwszego spotkania wszystkich religii, zorganizowanego w Asyżu przez tegoż Jana Pawła II onet.pl, 17.04.2011

Stanisław Michalkiewicz pytany kiedyś przeze mnie o ten skandaliczny przykład lekceważenia unikatowości Chrystusa zaproponował wręcz spiskowe wyjaśnienie:

…przyznam się szczerze, że trochę mnie zaskoczył widok Jana Pawła II, bądź co bądź Namiestnika Chrystusowego, w towarzystwie wioskowych czarowników w Asyżu w 1986 r. Podobno (nie wiem, na ile jest to prawdą) Papież został wmanewrowany w to poprzez zaskoczenie. Dowiedział się w ostatniej chwili, że „zaprosił” do Asyżu przedstawicieli WSZYSTKICH religii… Lepsze więc było to niż urządzanie jakiegoś skandalu. iPP nr 11, czerwiec 2005

Trudno jednak uwierzyć w taką nieświadomość i brak kontroli Jana Pawła II nad swoim otoczeniem, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę odwiedziny synagog i pocałunek złożony na Koranie. Widać też, że obecny papież Benedykt 16, uważany za bardziej konserwatywnego, zapowiada na jesień bieżącego roku powtórkę z Asyżu (z okazji 25. rocznicy Światowego Dnia Modlitw o Pokój).

Jak zaznaczyłem na początku, do dziś nikt nie przedstawił sensownego wytłumaczenia tego zwrotu kościoła katolickiego. Do tej pory Rzym przynajmniej w tej kwestii pozostawał w zgodzie z biblijnym chrześcijaństwem, które od dwóch tysięcy lat powtarza za Chrystusem:

Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Jan. 14:6

Druga sprawa dotyczy potępienia komunizmu. Kościół katolicki w swej historii potępiał różne „-izmy”, a tego, który dokonał największego spustoszenia w dziejach świata, nie potępił. Wspaniałą okazją do tego był Sobór watykański II (Karol Wojtyła był jego uczestnikiem, ale nie na nim spoczywa odpowiedzialność za wynik obrad). Ówcześni papieże, Jan XXII i Paweł VI, mniej lub bardziej jawnie kolaborowali jednak z Moskwą. A ta postawiła jasny warunek – na sobór przyjadą przedstawiciele patriarchatu moskiewskiego, ale na soborze ma nie być żadnych potępień komunizmu. Papiestwo i KPZR dotrzymały warunków. Abp Marcel Lefebvre tak to skomentował:

Sobór, który sam obarczył się odpowiedzialnością za rozpoznawanie «znaków czasu», został skazany przez Moskwę na milczenie o najbardziej oczywistym i monstrualnym znaku swego czasu!

Już podczas tamtego haniebnego targu młody Karol Wojtyła optował za porozumieniem z komunistami i za „polityką miłości” w stosunku do nich. Do śmierci pozostał temu niestety wierny.

Dziś często mówi się o tym, że to Jan Paweł II pokonał komunizm. Tkwi w tym podwójna nieprawda.

Po pierwsze – komunizm nie upadł, a jedynie się przepoczwarzył. Kto dziś obiektywnie patrzy na rzeczywistość społeczno-polityczną Polski, nie ma wątpliwości, że jesteśmy znowu w PRL-u. Symbolicznym tego objawem są dwa niedawne wyroki sądów III RP – jeden w sprawie „Bolka”, a drugi dotyczący jego przełożonego Kiszczaka, który po 17 latach niby-procesu okazał się niczemu niewinny.

Po drugie – komunizm w wersji breżniewowskiej został obalony, ale nie dzięki Janowi Pawłowi II. Główna zasługa przypadła w tym dziele Ronaldowi Reaganowi. Trafnie to ujął bloger Kazjod w polemice z Piotrem Cybulskim („Wałęsa ogranicza zasługi Jana Pawła II”, Salon24.pl), jaka wywiązała się po słowach Wałka umniejszających zasługi Karola Wojtyły („de facto papież Jan Paweł II komunizmu nie pokonał” wp.pl):

Wałęsa, oczywiście, nie ma racji, ale Pan też jej nie ma. Komunizm obaliła Ameryka, czyli personalizując sprawę, Reagan. To on przekonał (…) Rosjan, że dąży do osiągnięcia przewagi militarnej nad Rosją. Doprowadził tym samym do wyścigu zbrojeń, który zakończył się dla ZSRR tragicznie – imperium się zawaliło i skurczyło, tracąc nie tylko tzw. demokracje ludowe, ale i nierosyjskie republiki.

Zasługa „Solidarności” (i Wałęsy) była zerowa. Solidarność została rozbita przez Jaruzelskiego i gdyby nie upadek Sowietów, nic by się nie zmieniło w tej sprawie.

Jaka była w upadku komunizmu zasługa JP II? Minimalna. Jak wskazują historycy, Reagan zawarł z JP II umowę, że ten ostatni nie będzie występował przeciwko Ameryce i jej programowi „gwiezdnych wojen”. Czyli zasługa JP II była taka, że nie przeszkadzał. Bo przecież mógł.

No, ale przynajmniej jakąś zasługę miał. W przeciwieństwie do Wałęsy, którego jedyną „zasługą” jest to, że pomógł pokojowo przekształcić PRL w PRL-bis (zwaną dla niepoznaki III RP).

To Reagan w roku 1983 na dorocznym kongresie amerykańskich biblijnych chrześcijan dał oficjalnie hasło do walki na wszystkich frontach z Imperium Zła. To on, przy aprobacie amerykańskich protestantów, dał właściwą wykładnię komunizmu – to system, który w dzisiejszych czasach realizuje zamysły osobowego Zła – Diabła. Bez żadnych odcieni, półcieni czy kompromisów.

Chcąc wzmocnić legendę Karola Wojtyły, Joaquin Navarro-Valls, rzecznik Watykanu za jego pontyfikatu, niechcący uchylił rąbka smutnej tajemnicy:

Reagan mówił wówczas o Rosji jako »imperium zła«; to określenie, którego papież nigdy by nie użył, wiedząc, że chrześcijaństwo istniało w Rosji już tysiąc lat wcześniej. PAP, 25.04.2011

My, Polacy, szczególnie tragicznie doświadczamy skutków tej ślepej miłości do Rosji. A więc – Niech się święci 1 Maja!…

KAROL WOJTYŁA – DLACZEGO.iPP 81-82. kwiecień-maj 2011

Poprzedni artykułJAKI KOŚCIÓŁ DLA POLSKI?
Następny artykułKATOLICKIE STRACHY