W dyskusji na temat dostępu do broni palnej warto szukać motywacji i celów strony pragnącej naszego rozbrojenia. Zanim jednak odpowiem na te pytania, zajmę się zagadnieniem innym – jakie skutki wywołuje w człowieku posiadanie broni?
Kiedy syn po raz pierwszy dostaje od ojca do ręki szablę, strzelbę czy pistolet, jakie myśli i uczucia cisną mu się do głowy? Czy rozpiera go duma? Czy czuje, że oto wkracza w świat dorosłych? Czy uświadamia sobie, jak wielką odpowiedzialnością został obdarzony? Odpowiedzi na te pytania są oczywiste. Posiadanie broni palnej czyni młodego mężczyznę:
1) bardziej odpowiedzialnym,
2) bardziej skoncentrowanym,
3) bardziej pewnym siebie,
4) bardziej świadomym swojej roli w społeczeństwie (myśliwy, rycerz).
Dlatego właśnie w Szwajcarii mężczyzna wstępował w związek małżeński dopiero wtedy, gdy dorobił się własnego karabinu. Inaczej to ujmując: najpierw karabin, potem kobieta, najpierw odpowiedzialność, potem seks!
Założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki – najpotężniejszego w historii państwa ludzi wolnych – doskonale zdawali sobie sprawę z politycznych skutków posiadania broni. Jeden z nich napisał: Najmocniejszym powodem, by utrzymać prawo do posiadania i noszenia broni przez ludzi, jest to, że stanowi ono dla nich ostateczny środek do obrony przed tyranią rządu.
Tę samą myśl zawiera i nasza tradycja, którą pięknie ilustruje refren pieśni podhalańczyków:
Ja nie pański, nie hetmański
Jeno harny, wolny strzelec podhalański
W naszej kulturze mężczyzna z karabinem to wolny mężczyzna z poczuciem dumy, gotowy bronić wolności osobistej, wolności swojej rodziny i ojczyzny.
Moskiewscy wrogowie cywilizacji ludzi wolnych wiedzieli, że nie pokonają Zachodu, jeśli wpierw nie zmienią rycerskiego wychowania naszej młodzieży. Wymyślili więc rewolucję lat 60. ubiegłego wieku: seks, narkotyki i tępa, zmysłowa muzyka (Sex, drugs & rock’n’roll)! Hasełko „Make love, not war” trafiło na podatny grunt młodych umysłów żyjących w świecie dobrobytu i bezpieczeństwa. Etos rycerski szybko został zastąpiony etosem konsumpcji i pożądliwości wszelkiego rodzaju. Jego produktem jest zniewieściały, zagubiony, narcystyczny maminsynek lub w najlepszym wypadku zuchwały cynik pozbawiony wszelkich norm i hamulców. Taki „produkt” bez walki odda swoją wolność – ze strachu bądź dla korzyści.
Ronald Reagan, gdy objął urząd 40. prezydenta USA, wiedział, skąd bierze się zło współczesnego świata. W 1983 roku udało mu się ponownie skierować wysiłek Zachodu przeciw Imperium Zła, komunistycznej Moskwie. Oficjalnie komunizm został pokonany. Niestety, wcześniej zdążył się przepoczwarzyć i ogarnąć kluczowe instytucje europejskie z Watykanem włącznie. W wyniku zdeterminowanej pracy ideologicznej agentury Wolny Świat Zachodu dogorywa, pogrążając się w wewnętrznym chaosie i moralnym upadku. Czy jest jeszcze szansa na ratunek? Póki my żyjemy, tak! Sprawa jest prosta, choć niełatwa. Nie musimy wcale „wynajdywać prochu”. Wystarczy wrócić do starych, wypróbowanych metod. Wolne społeczeństwa Zachodu zakwitły na gruncie chrześcijańskich wartości. Dziś pod płaszczykiem chrześcijaństwa ukryło się bardzo wiele idei absolutnie mu wrogich – humanizm, pacyfizm, socjalizm itp. Jeśli więc mamy uratować nasz świat, musimy wpierw oczyścić chrześcijaństwo z fałszywych idei. Różne są na to pomysły, ale najrozsądniejszym wydaje się konfrontowanie wszystkich doktryn z Biblią, fundamentem chrześcijaństwa. Jeśli coś stoi w sprzeczności z Pismem, należy to odrzucić. Gdy temu testowi poddamy humanizm, socjalizm czy pacyfizm, bez problemu odkryjemy, że są to całkowicie obce Biblii idee. Udało się je skutecznie podłożyć chrześcijaństwu jak kukułcze jajo, ponieważ chrześcijanie przestali poważnie traktować Biblię, a skupili się na poglądach teologów czy hierarchów, z których większość służy wrogim wartościom. Przykładowo już w latach czterdziestych XX w. Moskwa zleciła włoskim komunistom bratanie z się inteligencją katolicką. Efekty tego spisku opisał Józef Mackiewicz (szczególnie w najbardziej znanym dziele w tej tematyce „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”). Wszyscy papieże od czasów Jana XXIII to mniej lub bardziej gorący orędownicy humanizmu, socjalizmu, priorytetu naturalistycznej nauki nad Biblią, pacyfizmu i synkretyzmu religijnego. Obecny papież już otwarcie zwraca się przeciw biblijnemu chrześcijaństwu. Podczas przemówienia w Kongresie USA jasno zdefiniował wroga ludzkości:
Wszyscy dobrze zdajemy sobie sprawę i jesteśmy głęboko zatroskani niepokojącą sytuacją społeczno-polityczną w dzisiejszym świecie. Jest on coraz bardziej miejscem gwałtownych konfliktów, nienawiści i brutalnych zbrodni, popełnianych nawet w imię Boga i religii. Wiemy, że żadna religia nie jest wolna od form indywidualnych urojeń czy ekstremizmu ideologicznego. Oznacza to, że musimy być szczególnie uważni na wszelki rodzaj fundamentalizmu, czy to religijnego, czy też innego rodzaju.
Wrogiem ludzkości według papieża nie jest zło, fałsz, czy grzech, ale… wszelki fundamentalizm, także chrześcijański. Czym jest fundamentalizm? Jest to rygorystyczne trzymanie się zasad i norm wyznaczonych przez daną ideologię. W wypadku chrześcijan jest to rygorystyczne trzymanie się ponadczasowej, objawionej prawdy Pisma Świętego. Franciszek wskazuje więc konserwatywnych chrześcijan jako wrogów ludzkości na równi z islamskimi mordercami! Co więcej, uderza w podstawowy dla chrześcijan dwubiegunowy obraz świata:
Ale jest też inna pokusa, której musimy się szczególnie wystrzegać: upraszczający redukcjonizm, który widzi tylko dobro lub zło; lub jeśli wolicie, sprawiedliwych i grzeszników. Współczesny świat, z jego otwartymi ranami, które naznaczają wiele naszych braci i sióstr, wymaga od nas przeciwstawiania się wszelkim formom polaryzacji, które dzieliłyby go na te dwa obozy.
A więc wszyscy, którzy obstają przy jasnym wytyczaniu granic pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy sprawiedliwością a grzechem, pomiędzy obozem ludzi dobrych a Imperium Zła są… wrogami ludzkości. To mówi ten, którego wielu uważa za zastępcę Chrystusa na ziemi…
Podążając drogą kulturowego czy odstępczego chrześcijaństwa, nie zatrzymamy upadku cywilizacji, a tylko wspomagamy postęp jego największych wrogów. Jak to trafnie ujął prof. Kazimierz Jodkowski:
Upadek współczesnego świata może zatrzymać tylko uzbrojone, konserwatywne chrześcijaństwo.
Przed złymi ludźmi z bronią, a tacy zawsze czyhali na naszą wolność i zasoby, obroną są dobrzy ludzie z lepszą bronią i sprawnością! Człowiek staje się dobry dzięki głównemu przesłaniu Biblii – dobrej nowinie o darmowym ratunku od kary za nasze grzechy i mocy zła nad nami. Ten ratunek kupił nam już Jezus na krzyżu Golgoty. Karabin każdy musi kupić sobie sam (Łuk 22:36).
Tylko broń w rękach ludzi moralnych powstrzyma wrogów naszej cywilizacji.
Jeśli Twój syn ma wyjść na człowieka, wyposaż go za młodu w Biblię i karabin!