Profesor Andrzej Zybertowicz z nadzwyczajnym zaangażowaniem stara się wyposażyć stronę patriotyczną w nowoczesne narzędzia walki społeczno-politycznej. Stworzył też ideę Archipelagu Polskości, który ma zbudować sieć kontaktów pomiędzy rozdrobnionymi środowiskami propaństwowymi, pokazać ich siłę i atrakcyjność oraz uzbroić w zdobycze współczesnej socjologii i psychologii. Z jakimi problemami muszą się jednak w Polsce liczyć reformatorzy? Opór władzy jest czymś oczywistym, ale czy to jedyny nasz problem?


PO PIERWSZE: GULASZ

W swoim niedawnym wystąpieniu na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej radca polityczny Ambasady Węgier dr Imre Molnár przedstawił powód, dlaczego na Węgrzech w latach osiemdziesiątych nie doszło do żadnych buntów społeczeństwa. Komunizm Jánosa Kádára nazwano „gulaszowym”. Stabilne, choć niewygórowane aspiracje bytowe społeczeństwa były spełnione – dobre zaopatrzenie w żywność, trabant, wartburg lub łada i możliwość wyjazdów na Zachód skutecznie pacyfikowały rewolucyjne nastroje. Epoka Tuskowska kieruje się podobną logiką. Dodatkowo ustawiczne kompromitowanie w mediach opozycji oraz ogrywanie jej na politycznym podwórku skutecznie pozbawia Polaków zdolnej do zmian warstwy przywódczej (na wypadek radykalizacji nastrojów władza posłuży się „zrywem kontrolowanym”, po którym dojdzie do władzy nowa-stara ekipa). Kluczowym problemem Archipelagu Polskości może więc okazać się… brak Polaków zainteresowanych zmianą status quo. Sukces AP zależy w dużej mierze od jego masowości – tylko wtedy nabierze on cech atrakcyjności i przyciągnie do siebie niezdecydowanych. Z moich obserwacji wynika jednak, że spora część osób zaangażowanych w działalność patriotyczną udziela się jednocześnie w kilku organizacjach czy środowiskach. Zbudowanie pomostów między tymi grupami może więc nie wpłynąć znacząco na zwiększenie poparcia idei polskości.

PO DRUGIE: CHARAKTER

Prof. Zybertowicz stawia tezę, że środowisko patriotyczne cierpi na brak znajomości metod odnoszenia sukcesu w sferze publicznej i umiejętności ich stosowania. Pytanie jednak, czy jest to brak podstawowy. Jeden z guru skuteczności w działaniu, Stephen R. Covey, zwraca uwagę na pomijany obecnie fundament odnoszenia sukcesów:

„Studiując literaturę sukcesu ostatnich 200 lat, dostrzegłem wstrząsający obraz, jaki się z niej wyłaniał. Sam mając bolesny problem i znając rozterki innych, coraz wyraźniej czułem, że większość z tego, co napisano na ten temat przez ostatnie 50 lat, należy uznać za powierzchowne. Było to wypełnione społeczną świadomością, technikami i środkami doraźnymi; na ostre problemy serwowano społeczne plastry i aspirynę, które choć czasem pomagają, nie rozwiązują kryjącego się za tym chronicznego problemu, który ropieje i od czasu do czasu daje o sobie znać.

Zgoła inaczej traktuje tę kwestię niemal cała literatura pierwszych 150 lat, uznająca za podstawę sukcesu coś, co nazwać by można etyką charakteru, a na co składają się takie wartości, jak: spójność wewnętrzna, pokora, wierność, umiar, odwaga, sprawiedliwość, cierpliwość, pracowitość, prostota, skromność i złota zasada (nakaz Jezusa: Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Mt 7:12 – przyp. PCh). (…)
Etyka charakteru zakłada, że istnieją podstawowe zasady skutecznego działania i tylko ci osiągną prawdziwy sukces i trwałe szczęście, którzy je poznają i na ich podstawie zbudują swój charakter.

Jednak krótko po pierwszej wojnie światowej zasadniczy pogląd na sukces przesunął się od etyki charakteru w kierunku czegoś, co można nazwać etyką osobowości. Sukces stał się bardziej funkcją osobowości, prezentowanego na zewnątrz wizerunku, postawy i zachowania, umiejętności i technik, które „naoliwiają” stosunki międzyludzkie. (…) Jeśli odwoływano się do etyki charakteru, to na zasadzie frazesów, główny nacisk kładziono zaś na techniki wpływania na innych, strategię władzy, zdolność komunikacji i pozytywne nastawienie.” „7 nawyków skutecznego działania”, REBIS, Poznań 2003

Jako pastor całkowicie zgadzam się z tym starym podejściem uznającym gruntowną i trwałą przemianę wewnętrzną za fundament do owocnego działania. Obracając się w polskim środowisku patriotycznym, spotykam wielu sympatycznych i uczciwych ludzi. Jakże jednak często, szczególnie u osób aspirujących do przywództwa, obserwuję nieuczciwość finansową, rozwiązłość seksualną, kłótliwość, prywatę czy niezdolność do przebaczenia. Gdy patrzymy na większość polityków opozycyjnych [tekst z 2012 roku], czy nie mamy wrażenia, że nie różnią się oni jakościowo od swoich kolegów pasących się obecnie przy państwowym żłobie? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie przez grzechy opozycji tak duża część społeczeństwa nie bierze udziału w głosowaniach i jest politycznie obojętna. Obłuda głosicieli mocno odstrasza od idei – dobitnie wyraził to apostoł Paweł:

„Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu. Rzym. 2:24

PO TRZECIE: KOŚCIÓŁ

Autor, którego zacytowałem w poprzednim punkcie, wychował się w środowisku amerykańskim, gdzie żywy związek z Jezusem zapoczątkowany nowym narodzeniem (przez osobiste zaufanie Jemu i temu, co zrobił na Golgocie dla naszego zbawienia) jest podstawą kultury narodu. Gdy więc pisze on o roli wiary i modlitwy w etyce charakteru, odwołuje się do innych niż polskie skojarzeń kulturowych. Profesor Zybertowicz (jak prawie cała polska elita patriotyczna) szuka religijnego oparcia dla Archipelagu Polskości w odwołaniu się do katolicyzmu. Tak to określił w rozmowie ze mną w listopadzie ubiegłego roku:

„Podsumowuję to tak: można być Polakiem, nie będąc katolikiem, można być dobrym Polakiem, nie będąc osobą wierzącą, ale nie można być dobrym Polakiem, jeśli się nie rozumie roli tradycji kościoła katolickiego w umacnianiu polskości i w tworzeniu naszego narodu i państwa.” iPP nr 1/90 2012

W swoim wystąpieniu we Wrocławiu w styczniu 2012 r., sprowokowany nieco moim publicznym zakwestionowaniem włączania stosunku do kościoła katolickiego do minimum programowego Archipelagu, poszedł nieco dalej:

„Jeśli ktoś uważa, że chce działać dla Polski i nie chce dokonać tego minimum, jakim jest zawieszenie na kołku na pewien czas swoich uprzedzeń wobec tej instytucji (która ma też ciemne karty w swojej historii – to nie ulega wątpliwości), to być może nie posiada dostatecznej dojrzałości emocjonalnej, by wzmacniać Archipelag Polskości.”

Natrafiamy tu być może na decydującą przeszkodę na drodze do zbudowania Archipelagu Polskości, a nawet szerzej, do odbudowy narodu i państwa polskiego. Na charakter i duchowość człowieka w największym stopniu wpływa relacja z Bogiem. Wszyscy obserwujemy szybkie tempo upadku tych aspektów w naszym narodzie. Prof. Zybertowicz żartobliwie przyrównuje Polaków głosujących na PO do afrykańskich tubylców, którzy nie potrafili powiązać aktu seksualnego z następującymi dziewięć miesięcy potem narodzinami dziecka. Niestety, podobny syndrom obserwuję u naszej elity patriotycznej. Widzi ona upadek obyczajów, morale, ducha, moralności i religijności Polaków, ale nie potrafi powiązać tego z odpowiedzialnością religii panującej w Polsce. Ta uwaga oczywiście nie dotyczy prof. Zybertowicza, który niejednokrotnie dał wyraz swojej dezaprobacie wobec stanu kościoła katolickiego w Polsce po 1989 roku. Tak na przykład mówił w lutym 2010 r. na KUL-u:

„Sprawa Kościoła to jest jedna z najboleśniejszych spraw transformacji. Napisałem kilka lat temu mały esej opublikowany w Wydawnictwie UMK, że Kościół, który od tysiąca lat jest z narodem, zawiódł naród w ostatnich dwudziestu latach. Nie stanął po stronie prawdy – po prostu. Uwikłał się w rozmaite interesy, poczynając od odzyskiwania nieruchomości dzięki pomocy byłych funkcjonariuszy SB (mam na myśli kapitana Piotrowskiego, afery typu Stella Maris, odwracanie oczu od kapłanów uwikłanych we współpracę z tajnymi służbami). Mogę zrozumieć, że Kościół ma pewną misję, która wykracza poza horyzont nawet kilku pokoleń. (…) Rola Kościoła w życiu naszego narodu jest ogromna i naród ma prawo czuć, że Kościół go opuścił. Przypomnijmy sobie lata dziewięćdziesiąte – przewalają się przez Polskę afery za aferami – czy głos Episkopatu jest czysty i wyraźny? Nie. Gdy przyjrzymy się rzeczywistym grupom interesu, które wokół Kościoła funkcjonują (mam na myśli te związane ze zwrotem majątku, z przedsięwzięciami gospodarczymi typu Stella Maris, z brakiem odwagi rozliczenia się z bolesnym dziedzictwem agenturalności), to zobaczymy, że okazały się one silniejsze od przesłania, którego Kościół jest depozytariuszem. Z tego punktu widzenia Kościół katolicki ma taki sam głód postaci charyzmatycznych o potencjale odwagi i odnowicielstwa, jak nasza polityka. Kościół przestał być instancją, którą był w PRL-u: ponad- czy pozapolityczną, która może być kompetentnym sędzią tego, co polityczne. Kościół jest zbyt uwikłany w ziemskie słabości.”

Jeśli więc kościół katolicki tak sromotnie zawiódł w kształtowaniu charakteru Polaków, to czym skończy się projekt społeczno-polityczny opierający się na tym kościele? (Niniejszy tekst powstał przed ogłoszeniem planów Episkopatu dotyczących spotkania z Cyrylem I i orędziem do narodów Polski i Rosji, które 17 sierpnia zostanie podpisane na Zamku Królewskim w Warszawie. Ocenę tych czynów, którą podzielam, przedstawił jasno Aleksander Ścios – „JAK KAMIEŃ NAGROBNY”)

Rozumiem arcytrudny dylemat polskich światłych patriotów: powiedzenie prawdy o kościele katolickim i spotkanie się z jego atakiem oraz z niezrozumieniem prostodusznych rzesz patriotów albo udział w tym chocholim tańcu, udawanie, że nie dostrzega się nagości polskiego króla dusz i próba stopniowego uświadamiania prostaczków. Przytłaczająca większość wybiera drugie podejście, ale ono utwierdza tylko chore fundamenty i charakter naszego społeczeństwa. Jak można uzdrawiać nasz naród, nie wskazując właściwego, czystego Źródła skutecznej odnowy? Kłanianie się w pas zepsutemu kościołowi może zagwarantuje krótkotrwały sukces polityczny, ale zamyka przed narodem drogę do otwarcia oczu na Prawdę.
Zgodnie ze „starą” koncepcją odnoszenia sukcesów, poprzedza je budowa szlachetnego, chrześcijańskiego charakteru. To jedyna droga do naprawy Rzeczpospolitej. Warto więc, by rozumiejący to socjologowie i psycholodzy pomyśleli nie tylko nad technikami wzmocnienia obozu patriotycznego, ale by swoją wiedzą i zaangażowaniem włączyli się do odnowy duchowej narodu. Jak dotąd skuteczna ewangelizacja przegrywa w Polsce z powierzchowną religijnością i postępującym zeświecczeniem. Głos Prawdy jest eliminowany z przestrzeni publicznej zarówno przez lewicę, jak i prawicę.


***

Poniższe cytaty wybrałem jako komentarz do powyższej analizy:

„Uważam się za marksistę, w tym sensie, że system myślowy stworzony przez Karola Marksa uważam za poważny wkład do myśli ludzkości. (…) Odnoszę się do tradycji marksistowskiej zawsze z szacunkiem – od 1948 roku (II roku moich studiów) – i tego szacunku nie utraciłem do dzisiaj. (…) I Kościół, i marksizm mają przynajmniej dwa ważne punkty wspólne: pierwszy, życie społeczne powinno opierać się na jakichś zasadach społecznej sprawiedliwości; drugi, kapitalizm nie gwarantuje minimum sprawiedliwości społecznej, którego wymaga sumienie i rozsądna polityka. (…) Opieranie się tylko na Ewangelii to jest protestantyzm, a ja zawsze się deklaruję jako niewierzący katolik rzymski.” Prof. Bogusław Wolniewicz

„Czy ludzie tego nie widzą? Nie może być innej odpowiedzi, jak tylko: owszem – nie widzą. Gdybyśmy bowiem przyjęli, że widzą, a nawet rozumieją, co wydarzyło się w Smoleńsku, oraz dostrzegli wybory dokonane przez Polaków w roku 2010 i w roku ubiegłym, musielibyśmy przyjąć, że żyjemy w społeczności sowieckich rabów, których nigdy nie będzie stać na niepodległość. Spróbujmy zatem wierzyć w ludzką głupotę, bo zapewne nie znieślibyśmy wiedzy o bezmiarze naszego upodlenia.  Aleksander Ścios

Poprzedni artykułApel papieża – czas Apokalipsy? #IPPTV #Megakosciol
Następny artykułARKA CYWILIZACJI WEDŁUG FELIKSA KONECZNEGO #IPPTV #Megakosciol