Pastor Paweł Chojecki

MODLITWA A POLITYKA

„Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości.

Jest to rzecz dobra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym, który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy.” 1 Tym. 2:1-4

Zacznę od znanej historii pozornie niezwiązanej z tematem:

„Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców, którzy go obrabowali, poranili i odeszli, zostawiając go na pół umarłego.
Przypadkiem szedł tą drogą jakiś kapłan i zobaczywszy go, przeszedł mimo.
Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, przeszedł mimo.
Pewien Samarytanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego i ujrzawszy, ulitował się nad nim. I podszedłszy opatrzył rany jego, zalewając je oliwą i winem, po czym wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i opiekował się nim. A nazajutrz dobył dwa denary, dał je gospodarzowi i rzekł: Opiekuj się nim, a co wydasz ponad to, ja w drodze powrotnej oddam ci.” Łuk. 10:30-35

Większość chrześcijan zgodnie oburzy się na kapłana i lewitę. Warto jednak zauważyć, że ci ludzie nie zrobili niczego złego w sensie sprawczym. Można nawet przypuszczać, że skierowali do Boga jakieś pobożne westchnienie za skatowanego biedaka. Jezus jednak o tym nie wspomina. Dlaczego? Bo w tej konkretnej sytuacji nawet modlitwa była czymś daleko niewystarczającym. Tu trzeba było czynu!

Sytuacja, w której możemy czynnie zmienić złą rzeczywistość, a nie robimy tego, nie świadczy o nas najlepiej. Pójdźmy jednak krok dalej. Co powiedzielibyśmy o człowieku, który modli się o coś, a jednocześnie nie kiwnie palcem, by osobiście przyczynić się do ziszczenia swojej prośby, mając takie możliwości? Obłudnik? Głupiec? Leń? Może „trzy w jednym”…

Dzisiaj wśród pobożnych chrześcijan do dobrego tonu należy postawa „niemieszania się do polityki”. Co więcej, wierzących, którzy działają na tym polu, obmawia się i określa jako „nieduchownych”. Z punktu widzenia logiki są dwie możliwości: albo ci „duchowi” bracia nie są posłuszni nakazowi Pisma, by się modlić o sprawy polityczne, albo modlą się obłudnie, nie chcąc samemu przyczynić się do zmian w dobrym kierunku. Możliwość, że się modlą, ale nie potrafią dostrzec praktycznych sposobów realizacji tego, o co proszą, pomijam z życzliwości.

W czasach biblijnych większość państw była monarchiami. W takiej sytuacji wpływ czynny na politykę był wielce ograniczony dla większości ludzi. Pozostawała tylko modlitwa. Nawet jednak wtedy zdarzały się inne sytuacje. Oto w czasie niewoli babilońskiej Żydom zagroziła totalna zagłada. Jedyna nadzieja była w dotarciu do króla. Mordochaj nie wzywa Estery do modlitwy za naród. To było czymś oczywistym, co zapewne codziennie wiernie czyniła. Kiedy pojawiła się potrzeba, Mordochaj wzywa ją do czynu – i to takiego, który niesie w sobie ryzyko utraty życia:
Dał mu też odpis zarządzenia prawnego wydanego w Suzie w sprawie ich wytracenia, aby pokazał go Esterze, by jej o tym donieść i polecić jej, aby poszła do króla błagać go o zmiłowanie i aby wstawiła się u niego za swoim ludem. A gdy Hatach odszedł i przekazał Esterze słowa Mordochaja, odpowiedziała Estera Hatachowi i skierowała go do Mordochaja z takimi słowami:
Wszyscy dworzanie królewscy i ludzie z prowincji królewskich wiedzą o tym, iż każdego mężczyzny czy kobiety, którzy bez wezwania wejdą do króla na dziedziniec wewnętrzny, dotyczy jednakowe prawo: mają być zabici, jednak z wyjątkiem tego, ku któremu król wyciągnie złote berło. Ten zostanie przy życiu; ja zaś już od trzydziestu dni nie zostałam wezwana, aby przyjść do króla.
Gdy on oznajmił Mordochajowi słowa Estery, przekazał Mordochaj Esterze taką odpowiedź: Nie wyobrażaj sobie, że ty jedna spośród wszystkich Żydów ocalejesz dlatego, że jesteś w pałacu królewskim. Bo jeśli ty w takim czasie będziesz milczeć, ratunek i ocalenie dla Żydów przyjdą skądinąd, lecz ty i dom twego ojca zginiecie. Kto zaś wie, czy godności królewskiej nie osiągnęłaś właśnie na taki czas, jak obecny?
Wtedy Estera przekazała Mordochajowi taką odpowiedź:
Idź i zbierz wszystkich Żydów, którzy się znajdują w Suzie, i pośćcie za mnie; przez trzy doby nocą i dniem nie jedzcie i nie pijcie; również ja i moje służebnice tak będziemy pościć, a potem udam się do króla, choć to jest wbrew prawu. Jeśli mam zginąć, to zginę!
Wtedy Mordochaj odszedł i postąpił dokładnie tak, jak mu nakazała Estera. Estery 4:8-17

Czyż trzeba nam lepszego przykładu połączenia modlitwy i działania w sprawach politycznych? Czy w demokracji, mając niepomiernie większe możliwości wpływu na politykę, możemy biernie stać z boku?!

Patrząc na historię Polski od czasów reformacji, mamy chlubne świadectwa wielkich Polaków i zarazem biblijnych chrześcijan, którzy służbę Bogu łączyli z troską „o naprawę Rzeczypospolitej”. Nawet w niedawnych czasach II Rzeczypospolitej wielu członków polskiej elity politycznej było protestantami. A jak jest dziś? Owszem, kilka nazwisk da się znaleźć. Ale to zwykle ekumeniczni i letni protestanci (np. Buzek), a zdecydowana większość wierzących nie ma pojęcia o życiu społeczno-politycznym i stroni od niego, ograniczając się do spraw swojej rodziny i kościoła. Jakie są tego skutki?

Polska kierowana przez ludzi sprzedajnych, krótkowzrocznych i amoralnych pogrąża się w marazmie. Społeczeństwo biednieje w zastraszającym tempie, młodzi uciekają za granicę, zbory pustoszeją… Aparat państwa zwiększa kontrolę nad jednostką i likwiduje ostatnie atrybuty autonomii rodziny. Już niedługo tzw. opieka społeczna będzie zabierać dzieci rodzicom za stosowanie chrześcijańskiego karcenia fizycznego czy brak zachwytu nad sodomią.
Protestanci egoistycznie zamknięci w swoich zborowych światkach nie są atrakcyjną ofertą dla większości społeczeństwa. Powie ktoś – ale jest wiele nawróceń! Proszę tylko sprawdzić, czy procentowy udział ewangelicznie wierzących w Polsce spada czy rośnie? Czy rośnie ilość członków większości denominacji? W tym stanie protestantyzm może egzystować, ale nie może żyć! Sensem istnienia kościołów chrześcijańskich w danej społeczności jest napełnienie jej swoim przesłaniem:

Nakazaliśmy wam surowo, abyście w tym imieniu nie uczyli, a oto napełniliście nauką waszą Jerozolimę Dz. Ap. 5:28

Jeśli kościoły nie zdobywają nowych przyczółków w społeczności, a nawet tracą posiadane, są nieposłuszne Bogu. Nie chcą bądź nie potrafią znaleźć klucza do ludzkich serc. Zamiast przyciągać jak magnes, odpychają ludzi niewierzących.

Gdzie leżą tego przyczyny w polskim kontekście? Kilka głównych to: upodabnianie się do katolicyzmu, ekumenizm, kupowanie przychylności ludzkiej tanią charytatywnością (rozdawanie darów z zagranicy), zachwianie priorytetów kościołów i brak wizji dla narodu. Biblia daje jasne wskazówki, jak ma funkcjonować zdrowe państwo. Według nich zbudowano protestanckie państwa kapitalistyczne. Ich powodzenie ekonomiczne dało możliwości dziewiętnastowiecznym ruchom misyjnym, które dotarły „aż na krańce ziemi”. Polska nadal czeka na taką wizję. Kto ma ją dać narodowi, jeśli nie chrześcijanie?

Niestety, polscy pasterze są w większości ślepi. Nie widzą palącej potrzeby zmiany, nie widzą nadarzających się okazji. Podobni są raczej do urzędników czy administratorów kościelnych, a nie do Bożych wizjonerów. Jeśli już mają wizje, to są one tak nierealistyczne i dalekie od Biblii, że nie przynoszą żadnych znaczących owoców. Cała nadzieja w Bogu, który da jakiś wstrząs wyrywający śpiących z letargu.
po korekcie
[ARTYKUŁ POWSTAŁ W MAJU 2009 R.]

Magazyn iPP nr 58, maj 2009

Poprzedni artykułMentalność szarańczy #Megakosciol #IPPTV
Następny artykułNagła śmierć #Megakosciol #IPPTV